Jak powszechnie wiadomo warzywa jeść trzeba i to CODZIENNIE. Niestety różnie z tym u mnie bywa i domyślam się, że nie tylko u mnie. Ale wystarczy, że na straganach z warzywami pojawia się cukinia, która należy do ścisłej czołówki moich ulubieńców i problem znika! Dzisiaj chcę Wam przedstawić dwie wersje, w jakich przygotowuję ją najczęściej.

SPOSÓB 1 – grillowane plastry z cukinii

Nazwanie pierwszego sposobu PRZEPISEM jest oczywiście trochę na wyrost ;) Cukinię kroimy na plastry o grubości ok. 1-1,5cm, smarujemy z dwóch stron niewielką ilością oliwy, posypując odrobiną soli i pieprzu. Polecam dodać również granulowany czosnek i/lub paprykę słodką. Tak przygotowane plastry smażymy na patelni do grillowania aż zmiękną i lekko się przyrumienią (kilka minut z każdej strony). Jeśli nie zwracacie uwagi na kalorie – świetnie smakują z roztopionym na wierzchu plastrem żółtego sera lub mozarelli.

SPOSÓB 2 – leczo z cukinią w roli głównej

Druga wersja przygotowania cukinii jest trochę bardziej skomplikowana, ale w dalszym ciągu prosta. Jest to przepis, który moja mama stosuje chyba od zawsze. Leczo to standardowo potrawa z papryki, pomidorów, cebuli, czosnku i boczku/kiełbasy, pochodząca z kuchni węgierskiej, jednak u mnie w domu przepadamy za jej zmodyfikowaną wersją. W roli głównej występuje cukinia i zastępuje paprykę.

Potrzebne Wam będą:

– dwie większe cukinie
– kilka ząbków czosnku (u mnie 4-5, bo wszyscy lubimy czosnek)
– 4 dojrzałe pomidory
– 2 cebule
– kiełbasa i/lub boczek
– przyprawy: papryka ostra, papryka słodka, pieprz, sól

Cukinię kroimy w kawałki – wielkości mniej więcej tak jak na zdjęciach, nie mogą być zbyt małe – bo cukinia skurczy się nam w trakcie przygotowania. Pomidory parzymy, obieramy ze skórki i kroimy w nieregularne cząstki, a cebulę w piórka.
Zaczynamy od podsmażenia cebuli, uważając żeby się nie przyrumieniła. Następnie dodajemy cukinię i czosnek. Dusimy przez około 10 minut, dodajemy kiełbasę pokrojoną na niewielkie kawałki. Pomidora dodajemy na sam koniec, gdy wszystkie składniki zmiękną i doprawiamy wedle uznania.

Leczo zwykle przygotowujemy wieczorem, bo najlepiej smakuje następnego dnia, gdy już wszystkie smaki „przegryzą” się ze sobą.

Nie jest to najbardziej fotogeniczne danie i na zdjęciach nie wygląda zbyt apetycznie – musicie więc uwierzyć mi na słowo: smakuje REWELACYJNIE.