Wielu z Was, czytających bloga regularnie, a nierzadko od jego początków, trochę już o mnie wie. Jednakże na bloga wciąż trafiają nowi czytelnicy, którzy – znając mnie krótko – uważają za osobę idealnie poukładaną, zorganizowaną i zawsze „ogarniętą”. Wiem to wszystko z licznych mejli, jakie od Was otrzymuję. Zawsze wtedy śmieję się, że pewnie przestalibyście tutaj zaglądać, mając świadomość jak pewne rzeczy faktycznie u mnie wyglądają :) Dzisiaj czas na całą prawdę o moim (nie)ogarnięciu, nałogach i największych sekretach…

10 rzeczy, których o mnie nie wiecie

1. Zdecydowanie zbyt często coś „leci mi z rąk”, coś tłukę, rozlewam, potykam się, a nawet się… przewracam. Nie żartuję. Zima jest najgorsza. Zdarza mi się przewrócić wtedy na prostej drodze, ba, nawet spaść ze schodów. Nie…, chyba jednak gorzej jest w kuchni: w ciągu jednego tygodnia roztrzaskałam dwie szklanki (w tym jedną nietłukącą – jak?!), a do końca życia będę wspominać tę wielką – i niestety pełną – butelkę oliwy, która wyślizgnęła mi się z ręki i poleciała na posadzkę…

2. Mam pewne paskudne uzależnienie, którym jest… skubanie nasion słonecznika. Koniecznie solonego. Tomek ma to samo i tak sobie razem skubiemy całymi godzinami ;) Nałóg ten na szczęście jest przejściowy i uleczalny – wystarczy któregoś dnia NIE KUPIĆ słonecznika! A moim drugim, najnowszym uzależnieniem jest cola zero – lubię sobie codziennie wypić taką puszeczkę. Wiem, że jest niezdrowa, ale jak tu sobie odmówić czegoś pysznego, co nie posiada żadnych kalorii?! To w naturze praktycznie się nie zdarza… Dobrze, że niedługo zima, człowiek ma zimą mniejsze pragnienie.

3. Nie cierpię spać w dzień. Muszę być naprawdę bardzo, bardzo chora albo mieć strasznego kaca, żeby zasnąć w ciągu dnia. Po nocce zarwanej z powodu pracy przy projekcie, staram się ze wszystkich sił dorwać do końca następnego dnia i po prostu wcześniej położyć się spać.

4. Jestem nieśmiała i wstydzę się nowych ludzi. Wiem, że może dziwnie jest przeczytać takie słowa u kogoś, kto dzieli się z kilkudziesięcioma tysiącami osób swoimi tekstami na blogu, czy nagrywa filmy na YouTube (rzadko bo rzadko, ale jednak). Nigdy nie bywam tą „najgłośniejszą” w towarzystwie i z wielką trudnością przychodzi mi odnalezienie się gronie nowych, nieznanych mi osób. Paradoksalnie – jestem przy tym dosyć otwarta i gdy czuję zainteresowanie i inicjatywę z drugiej strony, to nie mam z rozmowami żadnego problemu.

5. Plan rzucenia swojej pierwszej, etatowej pracy miałam jasno sprecyzowany od 1-szego dnia. Aby zarobić na moje studia pracowałam wtedy jako kasjerka w SKOK-u i czułam się tam tak bardzo, bardzo „nie na miejscu”. Wiecie co robiłam, żeby szybciej upływało mi te 8 godzin? Ale uwaga, bo to naprawdę kretyńskie. Rozpisywałam sobie w słupku na małej karteczce wszystkie godziny od 8 do 16 (co pół godziny), a później wykreślałam je kolejno, gdy czas mijał… W innym wypadku wydawało mi się, że czas stoi w miejscu – w szczególności, gdy w punkcie kasowym akurat nie było żadnego ruchu, a ja nie miałam nic do roboty. Wytrzymałam tak przez 6 miesięcy.

6. Boję się ciemności. Bardzo nie lubię być sama w domu wieczorem, a gdy w nocy wstaję do łazienki szybko przemykam od drzwi do drzwi, bo wydaje mi się, że w ciemności coś się czai i zaraz na mnie skoczy.

7. Ale nie boję wysokości. A właściwie – mam coś w rodzaju odwrotności lęku wysokości, bo im jest wyżej, tym bardziej mi się podoba. Z tego względu tak bardzo podobała mi się wspinaczka. I loty samolotem.

8. Najlepiej odpoczywam w samotności. To nie tak, że nie lubię ludzi – naprawdę ich uwielbiam, ale swoje „akumulatory” jestem w stanie naładować dopiero wtedy, gdy wokół mnie nikogo nie ma. To podobno typowe dla introwertyków. Z tego względu nie sprawia mi problemu chodzenie na samotne spacery, czy zakupy w pojedynkę. Mam też na koncie samotną wyprawę do Rzymu.

9. Uwielbiam zamawiać jedzenie na wynos. W moim rodzinnym domu nie było takiego zwyczaju i Mama zawsze dla nas gotowała. Teraz, gdy zamiast przyrządzać coś samodzielnie przywożę sobie z Maca moją ulubioną sałatkę, czuję się trochę jak w amerykańskim serialu. Oni nieustannie zamawiają tam jakieś jedzenie.

10. Małe dzieci totalnie mnie przerażają. To znaczy… nie tak po prostu same w sobie, ale ja po prostu nie wiem, co z nimi robić i jak się zachować, gdy coś ode mnie chcą. Żeby nie było – bardzo lubię dzieci, myślę, że są cudowne i bardzo chcę je kiedyś mieć, ale… Brak kontaktu z dziećmi przez całe życie musiał mieć tu jakiś wpływ. Jedyne niemowlę, które trzymałam na rękach, to synek mojej przyjaciółki. Teraz dzidziusiem już dawno nie jest i żałujcie, że nie widzieliście ostatnio mojej miny, gdy wdrapał mi się sam na kolana. Nie wiedziałam, czy mam go jakoś objąć, przytulić, czy jak :) Taka się czuję bezradna…

Błagam, powiedzcie, że też identyfikujecie się w którymś z opisanych przeze mnie punktów i nie jestem jakimś totalnym dziwadłem. A może macie jakieś swoje charakterystyczne dla Was dziwactwa, upodobania, nawyki czy lęki? Piszcie, podajmy sobie ręce :))