HEJ! Jesteście tu jeszcze? Totalnie pochłonęły mnie ostatnio bieżące sprawy i obowiązki, nie pozostawiając zbyt wiele czasu na blogowanie. Muszę przyznać, że strasznie się za Wami stęskniłam.

But first coffe

Dopinamy na ostatni guzik wszystko, co związane z organizacją ślubu i wesela (nie mogę uwierzyć, że to naprawdę już lada moment!). Oprócz tego walczymy z nieprzewidzianym tokiem wydarzeń w związku z mieszkaniem i remontem, starając się znaleźć – mimo wszystko – jak najwięcej WOLNEGO czasu na korzystanie z lata, dobrej pogody i… małe leniuchowanie. Wiem, że ten moment nie jest najwłaściwszy i pewnie powinnam pracować więcej i ciężej. W końcu cele i plany same się nie zrealizują, nie? Tylko że poziom stresu jest u mnie ostatnio na niepokojąco wysokim poziomie. Nie wszystkie sprawy toczą się zgodnie z planem, a właściwie… Ostatnio mało co toczy się zgodnie z planem, żeby nie powiedzieć: wszystko jest nie tak. Cieszę się jak szalona, stresuję, płaczę i wkurzam na przemian.

Nastawienie mam na szczęście pozytywne i wierzę, że wszystko się dobrze poukłada. Nie każdego dnia jestem zadowolona i radosna, ale robiąc sobie rachunek sumienia i podsumowując wszystko, co się dzieje – stwierdzam, że jest dobrze.

Moje biuro

Wiem, że niewiele rozumiecie z mojego dzisiejszego bełkotu, ale chciałam się do Was po prostu odezwać i przerwać tę ciszę. W szkicach mam przygotowanych kilkanaście różnych wpisów, ale nie wszystkie wydają mi się być dostatecznie dobre. Niewystarczająco ciekawe. Niewystarczająco dopracowane. Ale czas leci nieubłaganie i… ileż można, prawda? Chciałam Wam nawet dać znać, że potrzebuję przerwy, urlopu. Widzę, że nie tylko mnie to dotyczy i koleżanki blogerki mają podobnie. To chyba taki czas. Miesiące wytężonej pracy, koncentrowania się na osiąganiu kolejnych celów i dawaniu z siebie 200% na każdym kroku, nie pozostają bez konsekwencji. Tak więc postanowiłam nie ogłaszać żadnej przerwy, wrzucić na luz i po prostu odezwać się wtedy, gdy będę miała konkretny temat.

Do następnego :))