Podróżowanie pociągami ma w sobie coś magicznego. Słowa i myśli z trudem szukające jakiegoś porządku, tutaj, przy stukocie kół, same układają się w zdania. Tak… Uwielbiam przemieszczanie się pomiędzy Katowicami a Warszawą – to najfajniejsze dwie i pół godziny, czas, który zaowocował niejednym blogowym tekstem. Brak połączenia z internetem okazuje się podczas podróży jakimś dobrodziejstwem: jestem tylko ja, moje myśli i notatnik w komputerze.

Dzisiaj – właśnie po ostatniej takiej podróży – chciałabym podzielić się z Wami czymś bardzo dla mnie istotnym. To niejako rozwinięcie wpisu o tym, jak 2016-ty pogroził mi palcem, podstawił nogę i zrobił wielkie oczy. Obiecałam wtedy wrócić do jednego z punktów, związanego ze zmianą zawodowych planów.

Większość z Was zna mnie – z lektury bloga – jako projektantkę wnętrz. DESIGN, WNĘTRZA, czy HOME DECOR od samego początku działalności były jego ważną częścią. Sporo wpisów poradnikowych, metamorfozy wnętrz Czytelników Design Your Life, czy moje autorskie DIY i pomysły na zmiany w domu… Wasze niezliczone mejle z prośbami o pomoc w urządzeniu mieszkań i zapytania o moją ofertę projektową. Wiecie, że swego czasu chciałam nawet poświęcić bloga całościowo wnętrzarskiej tematyce i potraktować go jako swoje portfolio? Dobrze, że tego nie zrobiłam, bo nie czytalibyście pewnie dzisiaj tego tekstu… :)

Stało się. Największym przełomem okazała się być dla mnie Akademia Marki z Klasą, w której brałam udział w zeszłym roku. To taki specjalistyczny, półroczny kurs dla przedsiębiorców, którym zależy na świadomym budowaniu własnej marki. A może już ktoś z Was się z nim zetknął? Każda z uczestniczek przychodzi tam z własnymi oczekiwaniami i pytaniami. Jak lepiej rozwijać własny biznes? Jak budować swoją markę osobistą? Czy naprawdę ma ona tak duży wpływ na sukces firmy? W czasie kolejnych warsztatów sięgałyśmy naprawdę głęboko. Jedna z założycielek Akademii i autorka programu kursu, Ewa Czertak, praktyk i ekspert budowania marki, zadawała nam mnóstwo pytań – z pozoru prostych i błahych, które potem okazywały się bardzo, bardzo trudne. Warsztaty trwały zwykle koło 5-6 godzin i po pierwszych trzech spotkaniach czułam się jakby przejechał po mnie jakiś czołg. Na powierzchnię wyszły wszystkie głęboko skrywane myśli i obawy.

Jak działałabym, gdybym miała stuprocentową pewność, że wszystko pójdzie po mojej myśli? Gdzie widzę się za rok? Gdzie za dwa, pięć, a gdzie za dziesięć lat? Musiałyśmy dokładnie przeanalizować swoje plany, cele i oczekiwania, a niejednokrotnie zmienić wszystko o 180 stopni… Pracowałyśmy nad swoją wymarzoną wizją biznesu i rozkładałyśmy ją na czynniki pierwsze. Pracowałyśmy nad swoimi osobistymi nagłówkami, przeprowadzałyśmy testy windy i robiłyśmy analizy SWOT… Czas mijał. I wiecie co?

W żadnej z moich odpowiedzi nie zobaczyłam „siebie w przyszłości” w architektonicznej branży. Absolutnie żadnej. To było jak kubeł lodowato zimnej wody wylany wprost na moją głowę.

Sześć lat studiów. Równolegle kilka lat pracy na etacie. Zdobywanie doświadczenia w branży, potem własna działalność. Pięć lat budowania swojej marki osobistej w internecie i próby zasłużenia na pozycję eksperta w swojej dziedzinie. I po co to wszystko?

Długo męczyłam się z tym problemem sama. Unikałam tematu, przestałam przyjmować nowe zlecenia. Po pewnym czasie wreszcie zdobyłam się na odwagę, by swoje rozterki wyjawić najbliższym. Byli szczerze zaskoczeni moim wyznaniem i próbowali przypomnieć mi, jak strasznie kiedyś to całe projektowanie lubiłam i jakie wielkie plany miałam z nim związane.

Za każdym razem, gdy ktoś zadawał mi pytanie co najbardziej lubię robić, moja odpowiedź była szybka, automatyczna, prosta. Najbardziej na świecie uwielbiam pisać i robić zdjęcia, te dwie rzeczy sprawiają mi największą przyjemność i przychodzą naturalnie. Mimo to jakoś nigdy nie przyszło mi głowy, żeby skupić się głównie właśnie na nich. Wiele kolejnych miesięcy musiało minąć, zanim dotarło do mnie, że faktycznie mogę zmienić swoją zawodową ścieżkę, że mogę pójść w kierunku, który najbardziej mnie interesuje…

Fotografia od prawie pięciu lat towarzyszy mi jako ukochane hobby. Aparat mam w rękach codziennie, czy to lustrzankę, czy ten w telefonie. Z każdego narzędzia wyciskam maksimum jego możliwości. Kierowana całą tą miłością skończyłam roczną szkołę fotografii i wzięłam udział w niezliczonych plenerach fotograficznych i warsztatach. Ciągle staram się uczyć, rozwijać i być coraz lepsza, ale do tej pory traktowałam to wszystko bardzo luźno, trochę nawet niepoważnie. Od czasu do czasu wpadało mi jakieś zlecenie – fotografowałam wnętrza mieszkań i domów po home stagingu, robiłam piękne portrety znajomym, którzy uprzedzali, że nie da się im zrobić dobrego zdjęcia i uwieczniałam powierzone mi przez różne marki produkty w lifestylowym wydaniu. Po drodze zaliczyłam fotografowanie ślubu, kilka reportaży i eventów.

Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że właśnie to jest kierunek, w którym najbardziej chciałabym teraz iść. Kilka lat temu pisałam, że praca wcale nie musi być moją pasją, że wystarczy mi gdzieś obok hobby przynoszące radość i satysfakcję. Ale wiecie co? ZMIENIŁAM ZDANIE. Pozwalam sobie na to.

Strasznie wkurza mnie, gdy ludzie traktują zmienianie zdania jako coś złego. Gdy wyjawiasz komuś, że coś Ci się odwidziało, że się pomyliłeś – najczęściej usłyszysz coś w stylu… „Zobaczysz, pewnie tego również Ci się odechce. Znudzi Ci się.”

A nawet jeśli tak, to co? Co w tym złego? Co broni nam zmienić zdanie… PO RAZ KOLEJNY?

Nie zaprzestanę poszukiwania i odkrywania zajęć, które będą uszczęśliwiały mnie na co dzień. Potrafię normalnie pracować i funkcjonować tylko wtedy, gdy każdy kolejny dzień przynosi mi satysfakcję, chociaż w niewielkim stopniu. Wiem, że ludzie latami tkwią na nielubianych posadach, bo praca to praca, bo pieniądze same się nie zarobią. Tak. Okej. Każdy ma własne racje… Mnie samej ciężką pracą udało się stworzyć taki „starter” do życia, jakie zawsze chciałam wieść. Design Your Life to nie tylko nazwa bloga – to moje osobiste motto, którym mam zamiar się teraz kierować mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej. DESIGN YOUR LIFE to dla mnie życie w zgodzie z samą sobą.

Co z projektowaniem wnętrz? Nie planuję w najbliższym czasie zajmować się nim więcej zawodowo. Nie będę przyjmowała nowych zleceń. W ostatnim czasie odrzuciłam mnóstwo atrakcyjnych propozycji współprac, które ugruntowałyby moją markę projektantki wnętrz. To były współprace, za które kilka lat temu normalnie dałabym się pokroić! Zdecydowałam jednak wszystkie je odrzucić, by być w zgodzie ze sobą i dalej spokojnie realizować swoje zamierzenia. Na blogu rewolucyjnych zmian nie planuję i wpisy na ten temat wciąż będą się pojawiały – jestem wszakże nieprzerwanie w trakcie urządzania własnego mieszkania i sporo przed nami do zrobienia. Na pewno nie przestanę dzielić się z Wami kolejnymi etapami i swoimi refleksjami.

Kilka miesięcy temu przygotowałam sobie precyzyjny plan działania, który realizuję teraz krok po kroku – i wiecie co, nie pamiętam kiedy czułam się szczęśliwsza i kiedy odczuwałam więcej satysfakcji z tego, co robię :) Bieżąca praca z ludźmi sprawia mi ogromną przyjemność – pojęcia nie macie jak mi tego brakowało!

Po co ten wpis? Chyba powstał z nadzieją, by niektórzy z Was dostrzegli, że wszyscy mamy niepodważalne prawo do ZMIANY ZDANIA. Bo nie każdy 19-latek musi być pewien swoich decyzji i wyborów na całe życie. Bo nawet po latach, kiedy poświęciło się na coś naprawdę sporo czasu i energii, warto otworzyć się na nowe, zamiast tkwić w sytuacjach (i relacjach) nie przynoszących takiego zwykłego, codziennego zadowolenia.

Zmiany bywają przerażające, trudne, a często również bolesne… Na szczęście to, co przychodzi później, zwykle nam ten dyskomfort wynagradza :)