Mam dla Was dzisiaj przepis na moje ulubione pierniki :) Piekę je już któryś rok z rzędu i będę piec dalej, bo są to pierniczki absolutnie wyjątkowe ;)) Migdałowe nie tylko z nazwy i nie tylko ze względu na dekoracje – połowę mąki zastępujemy mielonymi migdałami. Zapraszam na przepis i „relację” z przygotowania…

Do przygotowania potrzebne Wam będą…

– 150g mąki żytniej + 150g mąki pszennej
– 200g zmielonych migdałów
– 1 jajko
– 100g brązowego cukru
– 1,5 łyżki przyprawy do piernika
– 1 łyżeczka sody oczyszczonej
– 2 łyżki kakao
– 3/4 szklanki miodu
– 50g masła
– 2 łyżki likieru migdałowego
– pół szklanki posiekanych drobno, wcześniej obranych migdałów
– 120g całych, obranych migdałów, które posłużą nam do dekoracji.

Zaczynamy od przygotowania płynnej części masy – w niewielkim garnuszku podgrzewamy cukier, miód, kakao i masło. Mieszamy i podgrzewamy tak długo, aż masa będzie gładka i cały cukier się rozpuści. Masę odstawiamy do przestudzenia. Po przestudzeniu dodajemy likier i mieszamy.

Czas na przygotowanie części suchej – w dużej misce łączymy ze sobą obie mąki, mielone migdały, posiekane drobno migdały, przyprawę do piernika, sodę oczyszczoną. Dodajemy jajko i wcześniej przygotowaną masę, gdy już wystygnie. No i zabieramy się za wyrabianie… To ciasto jest stosunkowo łatwe do wyrobienia, nie klei się szczególnie mocno. Na początku wydaje się być za suche, ale bez obaw – wystarczy je po prostu porządnie wyrobić.

Ciasto rozwałkowujemy na grubość ok 5mm, nie za cienko – bo i nam na to nie pozwoli przez zawartość siekanych migdałów. Dobrze podsypujemy mąką, bo ciasto lubi się rwać na kawałki.

Wycinamy ulubione kształty i układamy na blaszce. Dekorujemy całymi migdałami. Przed pieczeniem smarujemy jajkiem roztrzepanym z mlekiem – dzięki temu pierniki będą ładnie się błyszczały po upieczeniu. Pieczemy w temperaturze 190 stopni przez około 8-10 minut, najlepiej jest obserwować zawartość piekarnika i pilnować, żeby nie przyrumieniły się za bardzo.

Następnie pierniki studzimy i staramy się nie zjeść zbyt wiele od razu. Schowałam je wszystkie do puszki, następnie do worka…i do szafki. Bo nie mogłam przestać podjadać! Zresztą nie tylko ja i jak tak dalej pójdzie, to nie wytrzymają do Wigilii!