Początki nie były łatwe i wszyscy musieliśmy wielu rzeczy się nauczyć. Na szczęście wspólne życie układa się nam obecnie  całkiem dobrze i po trzech latach dzielenia tych 50-ciu kilku metrów kwadratowych wypracowaliśmy pewne kompromisy. Zapraszam do lektury, jeśli jesteście ciekawi jak to u nas wygląda i w jaki sposób przygotowaliśmy nasze mieszkanie, by wszystkim żyło się lepiej.

Gdyby ktoś powiedział mi kilka lat temu, że kot przemykający ukradkiem, gdy nikt nie widzi, po kuchennym blacie i śpiący czasem na skraju mojego łóżka będzie dla mnie najnormalniejszą rzeczą w świecie, pomyślałabym, że jest jakiś niezrównoważony. No jak to? Ja w życiu nie zaakceptowałabym takiej sytuacji! (że nie wspomnę nawet o mojej mamie, która – zanim zamieszkaliśmy z Rysiem – utrzymywała, że miejsce kota jest na podłodze, haha).

Nooo, może pozwoooli się mu ewentuaaalnie czasem spać na parapecie (rzecz jasna na specjalnie do tego przygotowanym legowisku). Może nawet położy się mu jakiś specjalny kocyk na lodówce, żeby mógł na całą kuchnię spoglądać sobie z góry i czuć się prawdziwym królem. Kot śpiący na kupce świeżo wypranych swetrów? W życiu. Kota trzeba przecież sobie wychować!

 

 Wychowanie kota… czy przez kota?

Po trzech latach mieszkania z kotem zastanawiam się na ile to my wychowaliśmy kota, a na ile kot nauczył nas, jak z nim żyć. Początki były niełatwe. Musieliśmy się ze sobą poznać, przełamać pewne bariery, zaakceptować swoje słabości i zwyczaje.

Przykładowo: kot ma to do siebie, że drapie i będzie drapał, czy nam się to podoba, czy też nie. Po naszej wyłącznie stronie leży zapewnienie mu odpowiedniej do drapania powierzchni. I jeśli kot upodoba sobie do tego jedną konkretną szafkę lub bok kanapy, to najczęściej mamy po prostu pecha. Nie wiem, czy nam trafił się stosunkowo wyrozumiały i ugodowy model, ale poradziliśmy sobie z tym problemem! Rysio przez pewien czas konsekwentnie drapał bok mojej kanapy. Już myśleliśmy, że go tego nie oduczymy, ale doszliśmy do wniosku, że może również i w moim pokoju przyda mu się jakieś specjalne miejsce do drapania. Chcecie wiedzieć co zrobiliśmy? Do boku kanapy – tego, który tak z upodobaniem drapał – przyszyliśmy drapak. Do dzisiaj jesteśmy pod wrażaniem własnej przenikliwości i geniuszu. Mam nadzieję, że Wy również jesteście! ;)

Drapak na kanapie

 

Jak przystosować swoje mieszkanie, by żyło się nam z kotem lepiej?

 • POWIERZCHNIA DO DRAPANIA

Początkowo posiadaliśmy drapak połączony z budką, ale szybko dotarło do nas, że budka dedykowana kotu to coś absolutnie NIEinteresującego i lepszy będzie karton na szafie wypełniony wełnianymi szalikami, samodzielnie przez niego wypatrzony i zaanektowany do własnego użytku. Budkę zamieniliśmy na coś bardziej estetycznego, co fajnie komponuje się z całością kuchni. Drugi z drapaków znajduje się w moim pokoju – pisałam o nim wcześniej. On również sprawdza się w 100%!

Jak dobrze żyć z kotem?

 

• ZABEZPIECZENIE BALKONU I OKIEN

Już na samym początku zdecydowaliśmy, że Ryszard nie będzie kotem wychodzącym. Trzymanie go z daleka od okien i drzwi balkonowych nie miało sensu, dlatego musieliśmy się odpowiednio przygotować. W tym celu we wszystkich oknach zamontowane mamy solidne moskitiery, a balkon w całości zabezpieczony jest siatką. Takie rozwiązanie sprawdza się u nas idealnie, a Rysiek jest przeszczęśliwy, bo przez połowę roku może spędzać większą część doby na świeżym powietrzu. Przez drugą połowę roku – trochę krócej ;)

Zabezpieczenie balkonu dla kota

Dół balkonu zabezpieczony został grubą, plastikową siatką, a od poziomu balustrady aż do sufitu rozciągnięta jest siatka z delikatniejszego tworzywa. Może je kupić np. tutaj.

Zabezpieczenie balkonu dla kota

 

 • WAŻNE: MOŻLIWOŚĆ PORUSZANIA SIĘ NA WIELU POZIOMACH

Dobrze już wiem, że na jednej z komód w moim pokoju nic nie może leżeć, bo w przypadku braku miejsca „startowego” rudemu nie uda się wskoczyć na szafę – jasna sprawa.

 • SPECJALNE KRYJÓWKI

Większość kryjówek kot wybiera sobie sam, ale czasami udaje się go skłonić do korzystania z jakiejś konkretnej. O ile karton na mojej szafie został wybrany przez niego, o tyle przygotowana przez moją mamę półka za lodówką (na poziomie parapetu) spotkała się, o dziwo, z jego pełną akceptacją!

Jak dobrze żyć z kotem?

 

  • KUWETA W ODPOWIEDNIM MIEJSCU

Nie sądziłam, że kiedykolwiek na tym blogu napiszę o kociej kuwecie, ale to jest temat, którego nie można ominąć. Znalezienie na nią miejsca nie jest proste, na szczęście udało się to tak zrobić, że i nam, i kotu to pasuje. Kuweta na razie stoi w przedpokoju (zapewniam, że wysterylizowany kot jest „bezzapachowy”). Zastawiona jest taboretem, na którym można coś położyć, a jego głównym zadaniem jest oczywiście kamuflaż. Sprawdza się bardzo dobrze, bo w pierwszej chwili w ogóle nie rzuca się w oczy. Wkrótce po remoncie i kilku zmianach w domu kuweta ma trafić do łazienki. Ponadto dla kota bardzo ważne jest, by nie umieszczać jego toalety w zbyt bliskim sąsiedztwie „stołówki”, która znajduje się w kuchni.

Teraz nie wyobrażam sobie mieszkania bez kota. Już wiem kiedy mogę go wziąć na ręce, a kiedy absolutnie sobie tego nie życzy. Widzę to po sposobie w jaki układa swoje uszy :) Już wiem, że da mi się pogłaskać przez kilka minut, aby dostać swoje ulubione kocie-łakocie (czyli suszonego kurczaka). Już wiem, że aby obciąć mu pazury – nie będąc przy tym ofiarą niebezpiecznego podrapania – moja mama musi ubrać na siebie polar z długimi rękawami, skórzane rękawice i potraktować kota jak naleśnik, zawijając go w kocyk, a ja wtedy wyciągam po jednej łapie. Okej okej :) tak  było faktycznie jeden raz,  przed dwoma laty, kiedy przestał akceptować obcinanie pazurów podczas snu. Teraz robimy to bez problemu gołymi rękami, wystarcza już tylko sam zarzucony lekko kocyk, w którym spokojnie leży, bo wie, że w nagrodę będą przysmaki. Rutyna ;)

Według mnie opiekowanie się zwierzakiem ma w sobie coś z opieki nad dzieckiem. Nie dziwi Cię kot śpiący obok Twojej poduszki, tak samo jak nie dziwi Cię dziecko, które zaśliniło Ci nową bluzkę i fakt, że trzeba mu zmienić pieluszkę. Po prostu musisz to zrobić, bo ono ma do tego święte prawo. Zgodnie z tym mechanizmem nie mam za złe Rysiowi, któremu co jakiś czas (no, może raz w miesiącu) zdarza się wyksztusić gdzieś w kąciku na podłogę połkniętą podczas intensywnej toalety sierść (mimo, że jest regularnie wyczesywany). To moje najukochańsze na świecie futerko i martwię się wyłącznie tym, że boli go brzuszek.

Nie wiem jak to możliwe, że przy tym ogromie „trudnych” kocich zachowań kocham go najmocniej na świecie i nie wymieniłabym na inny model. Kocham za to kocie trącanie mokrym noskiem, gdy wracam do domu, za te spojrzenia głęboko w oczy pełne zrozumienia, gdy mam kiepski humor, za te 10 sekund kilka razy dziennie, w których naprawdę pozwala ponosić się na rękach i mocno wytulić, za szaleńcze pogonie po mieszkaniu, za zaczepki do zabawy, za wchodzenie do pudełka mniejszego od niego samego…

Wiem, że wśród moich czytelników wielu posiada koty i jestem bardzo ciekawa jak Wy przygotowaliście swoje domy, by wszystkim żyło się lepiej? W jaki sposób radzicie sobie z wyrazami ich uporu? ;)