Kolejny tydzień stycznia za nami, cały czas towarzyszy mi ogromna ilość motywacji i energii, nie odliczam dni do weekendu, tylko cieszę się każdym dniem :) Pewnie części z Was towarzyszy to uczucie, że „prawdziwe życie” zaczyna się dopiero po wyjściu z pracy/ze szkoły z piątek, bo wtedy nareszcie można zająć się własnymi sprawami. Jaki mam sposób na to, by to zwalczyć?

Przede wszystkim to nie robić z siebie wielkiej ofiary z powodu konieczności zajmowania się codziennymi obowiązkami. Większość z nas ma na głowie naukę/pracę/dom i dzieci, a to nie znaczy, że większość z nas ma cały czuć się, jakby żyła tylko na 50%. Znam kilka osób, które są nieustannie zbyt zmęczone na to, by się spotkać/zrobić wspólnie coś fajnego i wszystkie sprawy najchętniej przełożyłoby na weekend. No wiecie co, co za bzdura :) Jeśli zajmujemy się czymś, co lubimy, co nas cieszy – ten problem nie istnieje. Mam wrażenie, że gdy działamy z pasją tego typu rozterki nie mają racji bytu, dlatego odnalezienie jej jest najistotniejsze.

A po drugie to NASTAWIENIE. Nasz wpływ na okoliczności jest mniejszy, niż chcielibyśmy posiadać, dlatego to, co powinno nas interesować to nasze nastawienie względem nich, reakcje na wszystko to, co nas spotyka. Wiecie co pomaga w zmianie nastawienia? Posiadanie jasnych planów i wyznaczone cele. Kiedy zmierza się w jasno określonym kierunku wszystko staje się łatwiejsze, na prawdę.

Nie będę Was uczyć w jaki sposób można odnaleźć własną pasję i tak ogólnie „się ogarnąć”, bo są w tym lepsi ode mnie. Moi ulubieńcy to Life Skills Academy oraz Michał Pasterki. Zachęcam Was do zajrzenia na ich strony, bo są niesamowitym źródłem wiedzy na temat rozwoju osobistego, zarządzania czasem i tak dalej.

Ok, moje luźne przemyślenia mamy już za sobą ;)) W poprzednim tygodniu działo się sporo, mam za sobą nieprzyjemną pobudkę o 4 rano i służbowy wyjazd do Warszawy – wiecie co, jakoś nie potrafię polubić tego miasta, może dlatego, że kojarzy mi się wyłącznie z pracą? Trzeba będzie to chyba kiedyś zmienić i wybrać się do stolicy czysto rekreacyjnie. Za mną również powrót na uczelnię po cudownych 3 wolnych weekendach bez zajęć… Niedzielny wieczór umililiśmy sobie z moim chłopakiem wyjściem do teatru, byliśmy na spektaklu „2” w Teatrze Korez, jeśli jesteście z Katowic i okolic, to gorąco polecamy. To zupełnie inne emocje niż w kinie, z pewnością niedługo to powtórzymy.

 

A na koniec mam dla Was kilka rzeczy, które najbardziej zainteresowały i zainspirowały mnie w tym tygodniu:

kalendarz stworzony przez Amy Moss, przeznaczony do darmowego ściągnięcia i samodzielnego wydrukowania. Amy to niesamowicie zdolna graficzka, której projekty podziwiam już od dłuższego czasu. Jej projekt kalendarza jest przeuroczy i chętnie powiesiłabym go na swojej ścianie

post Kasi z bloga Worqshop o zarządzaniu czasem pisany z perspektywy blogerki (bardzo zorganizowanej!), która każdego dnia znajduje czas na wiele kreatywnych zajęć. Zajrzyjcie koniecznie do Kasi, bo to niesamowicie zdolna dziewczyna, tworzy absolutnie przecudne scrapy.

foto blog, którego treścią każdego dnia jest zdjęcie… stołu. Ale jakie! Oglądam i zachwycam się każdym z nich. Pokazywałam Was już jedno z tych zdjęć ostatnio na facebooku i bardzo przypadło Wam do gustu, więc dzisiaj dzielę się adresem do tego inspirującego miejsca.

kolekcja pokrowców na telefony autorstwa Evy Black. Zwykle z całego sklepu z tysiącem różnych etui podoba mi się może jedno czy dwa – a tutaj? Chcę mieć wszystkie! To chyba mówi samo za siebie.

A może i Wy podrzucicie mi dzisiaj coś ciekawego do oglądania czy czytania? :)