Wiosenną aurę postanowiłam uwiecznić tym razem we vlogu. Pokazałam w nim kolejne migawki z naszego mieszkania i zabrałam się za porządki w szafie po zimie :)
Wiosna w naszym mieszkaniu i w szafie, czyli home tour + farbowanie koszulek
Farbowanie koszulek – kilka migawek…
Nie traktujcie tego jak tutorial – a bardziej jak moją relację z próby zafarbowania czegoś samodzielnie :) Daję znać w jaki sposób ja to zrobiłam, ale z pewnością wiele można by zrobić inaczej i lepiej.
Moim zdaniem takie domowe farbowanie daje szansę na „drugie” życie naszym ubraniom, które czasy świetności dawno już mają za sobą. Jeśli się uda – no to ekstra, jeśli nie – trudno, pozbędziemy się ubrań bez żalu.
Używałam barwnika ze zdjęcia poniżej – kupiłam go w lokalnej pasmanterii za kilka złotych. Pokazuję Wam oficjalną instrukcję, ale ja wszystko zrobiłam jednak po swojemu, nie było żadnego długiego gotowania.
Serce mnie boli, gdy patrzę na te zdjęcia – to są klatki wycięte z filmu kręconego telefonem – ale niestety lepszych nie mam. Wybaczcie :D Barwnik jest w postaci proszku i trzeba go wymieszać z wodą. W zależności od oczekiwanego koloru koszulki, odpowiednio dobrałam intensywność koloru roztworu – aby uzyskać taki jasny turkus wsypałam tylko mniej więcej 1/3 opakowania.
Jeśli nie chcemy mieć koszulki zafarbowanej jednolicie – możemy ją sobie powiązać gumkami recepturkami lub sznurkiem. Wiązać trzeba baaaardzo mocno. Jeśli zrobicie to zbyt luźno, to wyjdzie jak na jednej z koszulek pokazanej w filmie. Poniżej widzicie wiązanie, które pozwala uzyskać takie fantazyjne koła.
A wiązanie „w serdelki” daje w efekcie nieregularne pasy. Tej koszulki niestety nie mogę Wam pokazać, chociaż pasy wyszły bardzo fajnie. Początkowo używałam innego barwnika i nie podobał mi się jej mocno zielony kolor. Chciałam poprawić pasy wybielaczem i wszystko zepsułam. Koszulka w złości wylądowała w koszu.
Powiązane koszulki wkładałam tylko na kilka-kilkanaśnie sekund do roztworu…
A z koszulką ombre było trochę więcej zabawy. Najpierw całość moczyłam kilka minut w mocno rozcieńczonym roztworze. Potem stopniowo wyciągałam koszulkę z wody, dolewając stężonego barwnika ze szklanki, aby kolor zrobił się ciemniejszy. Było przy tym trochę zabawy, ale moim zdaniem warto, bo udało się uzyskać bardzo fajne przejście :)
Na koniec dokładne płukanie (aż do czystej wody), dobrze jest też wypłukać materiał dla utrwalenia koloru wodą z octem. Potem suszenie i gotowe!
Tak oto prezentuje się mój luźny ombre t-shirt :) …
…a tak wyglądają wzorki, które wyszły trochę za jasne. Sugeruję użyć więcej barwnika lub wybrać ciemniejszy kolor, wtedy elementy koszulki, które nie złapały farby, będą mocniej kontrastowały.
Ombre jest jak dla mnie idealna! Ciekawa jestem jak barwnik będzie się utrzymywał po praniu.
Skusicie się na jakieś farbowanie? Ja planuję niedługo powtórkę – mam nadzieję, że wyjdzie jeszcze lepiej i będę Wam mogła pokazać jeszcze ciekawsze efekty :)