Przepis na mój weekend idealny: spędzić w podróży, w najlepszym towarzystwie, z aparatem fotograficznym w ręku. Udał się, taki właśnie był i… to na niego zwalam chwilową nieobecność w internetowym świecie. Kilka ostatnich dni spędziłam na plenerze fotograficznym organizowanym przez uczelnię – napiszę Wam dzisiaj o tym trochę więcej.
Termin pleneru we wschodniej Saksonii znaliśmy wszyscy już od wielu miesięcy i niecierpliwie odliczaliśmy dni. A tu przed wyjazdem zimny prysznic: prognozy pogody przewidywały w Dreźnie niekończące się ulewy. Przygotowałam przeciwdeszczową kurtkę, na nogi założyłam kaloszę, a do ostatnich chwil przed wyjazdem poszukiwałam jakiejś sensownej czapki. Grunt to odpowiednie przygotowanie!
Pierwszy przystanek: Budziszyn (Bautzen)
Po 5 godzinach podróży, już za niemiecką granicą, czekała nas niesamowicie miła niespodzianka: słońce i efektowne niebo. No wiecie – chmury wychodzą dobrze na zdjęciach. Nie mogliśmy sobie wymarzyć milszego początku pleneru. Totalnie oczarowała mnie charakterystyczna zabudowa Bautzen… a przez trzy kolejne dni nie mogłam wyjść z podziwu nad faktem, jak bardzo jest tam wszędzie porządnie i czysto :)
Schody w Bautzen, prawie jak te hiszpańskie w Rzymie ;)
Przystanek drugi: rezerwat skalny Bastei
Rezerwat Bastei został moim numerem JEDEN całej wyprawy i to właśnie tam zrobiłam najwięcej zdjęć. Widoki zapierały dech w piersiach! Aż trudno uwierzyć, że takie cudne miejsca leżą tak niedaleko nas. Naprawdę warto wpakować się w samochód i wyruszyć na wycieczkę, między innymi do tego rezerwatu.
Przystanek trzeci: Miśnia (Meissen)
To właśnie w Miśni znajdował się nasz hotel, ale dopiero drugiego dnia mieliśmy możliwość wyjścia na miasto i pooglądania wszystkich urokliwych zakątków Meissen. Jak widzicie, widoki nie zawodziły!
A poniżej… grupka dziwnych ludzi (czyt. uczestników pleneru, a właściwie to bardzo niewielkiej części, bo wszystkich nas było prawie 80), którzy zobaczyli w tych schodach coś wyjątkowo interesującego i spędzili sporo czasu robiąc im zdjęcia. Strasznie fajnie być na wycieczce z innymi, którzy działają w podobny sposób i nie popędzają nieustającym „Idziemy juuuuuż?” podczas piętnastego ujęcia jakiegoś efektownego wejścia.
Przystanek czwarty: Drezno (Dresden)
Drezno przywitało nas deszczem, żebyśmy nie myśleli sobie, że takie mamy na tym wyjeździe szczęście. Nie przeszkodziło nam to specjalnie w miłym spędzeniu czasu (tyyyyle świetnych knajpek w okolicy), ale zdecydowanie ograniczyło ilość zrobionych w mieście zdjęć… :)
Oto i Drezno – gdy na trochę przestało padać :)
W „międzyczasie” odwiedziliśmy jeszcze zamek w Stolpen i twierdzę Wettynów w Konigstein, ale nie mam stamtąd jakichś szczególnie efektownych ujęć. Za to nagrałam tam trochę ujęć do filmu, który mam zamiar lada dzień zmontować. Mniej gadania, więcej widoków – mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Mój plan – „podróżowania więcej” w tym roku – idzie mi całkiem nieźle! Uwielbiam być w drodze. Po cichu planuję już kolejny wyjazd, ale nic Wam na razie nie powiem. Cicho sza!
PS. Wszystkie zdjęcia miasta itd. oczywiście moje, zdjęcia na których ja jestem – autorstwa Odkryj Śląskie.