Mój drugi dzień w Rzymie. Rozpoczęłam go również bez konkretnego planu. Co za niespodzianka. Nie polecam jednak podążania moimi śladami nikomu, kto ma zamiar zobaczyć w ciągu czterech dni wszystkie najważniejsze zabytki i „strategiczne” punkty tego miasta. Prawdopodobnie nie udało mi się zrealizować nawet 1/3 „listy miejsc, które musisz zobaczyć w Rzymie”, tylko że… wiecie co? jakoś tak zupełnie mnie to nie martwi. Co widziałam, co czułam, co myślałam, co zjadłam… to moje :) Podążanie za przewodnikiem nie pozwoliłoby mi wczuć się w klimat miasta tak, jak lubię.
Drugi dzień w Rzymie
Po niepowodzeniu dnia pierwszego (gdy zabłądziłam i zamiast do Fontanny dotarłam do placu del Popolo) postanowiłam raz jeszcze pojechać metrem na stację Barberini, żeby odszukać Fontannę di Trevi. Wszyscy pisaliście mi, że to jedno z najpiękniejszych miejsc w całym Rzymie i wyjątkowo miło je wspominacie. Tym razem zaopatrzyłam się w turystyczną, papierową mapę (dostałam ją od Pana w recepcji mojego hostelu), więc nie brałam pod uwagę zgubienia się po raz kolejny. Za to mapę zgubiłam dwie godziny później, no ale nie ważne :)
Udało się! Odnalazłam fontannę. Jej okolica była miejscem, w którym natknęłam się na największą liczbę turystów – zaraz poza Watykanem.
Pomimo podjęcia WSZELKICH starań nie udało mi się sfotografować jej w całości moim 18-55m. Była naprawdę potężna! Pierwsze zdjęcie z tego posta to takie małe oszustwo, bo zostało zrobione dnia czwartego, ale później Wam to wszystko wyjaśnię. To moje drugie i ostatnie zdjęcie z Rzymu, na którym jestem. Poza selfie ;)
Dwie godziny po śniadaniu (dwa kawałki ciasta) przyszedł czas na lunch. Lody, oczywiście. Kupiłam je w lodziarni obok fontanny i były to najgorsze z lodów, jakie jadłam w Rzymie. To znaczy – były pewnie i tak z pięć razy smaczniejsze od tych w Polsce, ale poprzeczka dzień wcześniej (na Piazza de Popolo) została zawieszona wysoko. NIE polecam kupowania lodów w miejscach pełnych turystów.
Po lodowym lunchu w okolicy fontanny wyruszyłam dalej. Moja turystyczna mapa podpowiedziała mi, że kawałek dalej, tuż tuż, niedaleko – znajdę Panteon. No to w drogę! Oczywiście na piechotę.
Przed Panteonem zaczęłam się śmiać ze swoich problemów ze sfotografowaniem fontanny. Panteon to dopiero wyzwanie i mam go na zdjęciach głównie w częściach… :)
Chodziłam i oglądałam wnętrze z rozdziawioną buzią. WOW. Ten moment, kiedy można zobaczyć na żywo miejsca ze zdjęć, oglądanych tylko w podręcznikach do historii…
Sfotografowałam stanowczo zbyt dużą ilość detali, których Wam jednak oszczędzę, ale łapcie tę jedną fotkę. Wow wow woooow.
Po wyjściu z Panteonu zorientowałam się, że… zgubiłam mapę. Ta w moim przewodniku była tak fatalna, że nawet nie będę jej komentować. Ruszyłam więc przed siebie, cóż mi pozostało :) Na następnych zdjęciach zobaczycie kilka ujęć z mojego włóczenia się. Więcej o tym gdzie byłam, co robiłam i co jadłam – we vlogu.
Zorientowałam się nagle, że jest już prawie 18-ta i jeśli tego dnia chcę zobaczyć coś więcej, to muszę jak najszybciej przemieścić się gdzieś dalej. Postanowiłam pojechać metrem w okolicę Schodów Hiszpańskich… i skonsumować rzecz jasna kolejne lody :)
Posiedziałam, powchłaniałam klimat i postanowiłam zobaczyć, co tam ciekawego może być u szczytu schodów. I to była najlepsza decyzja! Słońce zaczynało zachodzić…
… a ja podziwiałam jeden z najpiękniejszych zachodów słońca <3
Vlog z moich dwóch pierwszych dni w Rzymie
Na tym zakończę już relację z dnia drugiego, a Was zachęcam go obejrzenia vloga z moich dwóch pierwszych dni :) Część trzecia (i najprawdopodobniej ostatnia) już wkrótce. Potem pozostanie mi już tylko podsumować cały wyjazd, na co wiem, że wiele z Was niecierpliwie czeka.
Udanego weekendu!