Cykl „Wnętrza ze smakiem” jest odzwierciedleniem trzech moich największych pasji – do fotografii, dobrego jedzenia i pięknych wnętrz. Dzisiaj zabieram Was w kolejne ciekawe miejsce. Stali czytelnicy bloga i moi obserwatorzy na Instagramie widzieli już kilka migawek z tego lokalu, bo odwiedzałam go wielokrotnie. Tym razem wróciłam nie tylko dla pizzy, która nie ma sobie równych, ale także po to, by pokazać Wam w moim obiektywie wnętrze, które zauroczyło mnie od pierwszego wejrzenia.
Klimatyczne miejsce, do którego lubię wracać
W Len Arte, który mieści się przy ul. Mariackiej w Katowicach jest wszystko, co we wnętrzach darzę największą sympatią. Są więc cegły, jest farba tablicowa, są skrzynki i mnóstwo niebanalnych detali. Czasopisma umieszczono na ścianie na wieszakach, a wiszące lampy zrobiono z puszek. Wszystkie zgromadzone we wnętrzu elementy kompletnie się od siebie różnią i nietrudno byłoby spowodować tym wrażenie bałaganu, czy chaosu. Nic takiego jednak nie ma tutaj miejsca, bo projekt jest dobrze przemyślany i wszystko tworzy oryginalną i spójną całość.
Zastosowano tutaj spójną kolorystykę – pojawia się wyłącznie biel, czerń, drewno i cegły – i dzięki temu wszystko pięknie się komponuje.
I jak tu nie lubić drewnianych transportowych skrzynek :) Pamiętacie jak wiele było ich w Strefie Centralnej, którą pokazywałam Wam w pierwszym poście z tego cyklu?
Na przeciwległej ścianie – w drugiej sali – mamy jeszcze więcej cegieł i miejsce pokryte farbą tablicową z intrygującym napisem.
Ha, jest i drabina! Mówiłam przecież, że tutaj jest wszystko, co we wnętrzach lubię najbardziej. Dla przypomnienia podrzucam Wam jeszcze posta o niecodziennych zastosowaniach dla drabiny we wnętrzu mieszkania.
Obsługa przestrzega w 100% wypisanych na ścianie reguł – znajomy chciał podmienić składniki na pizzy, ale bezskutecznie.
Moje ulubione miejsca pod oknem… :)
A tak oto w Len Arte prezentuje się moja ulubiona Prosciutto Crudo. To właśnie „przez nią” rok temu doszłam do wniosku, że pizza jednak mi smakuje! Ba, smakuje to mało powiedziane – ale… musi być na niej włoska szynka, mozarella, pomidory i mnóstwo rukoli. Do chwili spróbowania tak skomponowanej pizzy utrzymywałam konsekwentnie, że „pizzy nie lubię i nie wiem o co tyle wokół niej szumu” :D
Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej o tym lokalu, jak do niego dotrzeć, co konkretnie można tam zjeść, a także obejrzeć więcej zdjęć pyszności tam serwowanych – to odsyłam Was TUTAJ. Jest to strona projektu #smakujslaskie, który współtworzymy z Odkryjslaskie.org.
Właśnie tak prezentuje się kolejne z moich ulubionych miejsc. Mam nadzieję, że nie macie jeszcze dosyć wszędobylskich cegieł, bo to jeszcze nie koniec w tym klimacie. To estetyka, która mi najbardziej odpowiada i którą najchętniej uwieczniam w kadrach. W najbliższym czasie postaram się jednak rozejrzeć też za czymś w odmiennym stylu :)