W tym poście chcę się z Wami podzielić informacjami o włosach – pokazać kosmetyki, których używam do ich pielęgnacji, a także urządzenia do stylizacji. Na YouTube wiele osób pytało mnie o moje włosy, postanowiłam więc przygotować zbiorczego posta na ten temat. Używam ogólnodostępnych kosmetyków do kupienia w każdej drogerii – także jeśli wyznajecie zasadę naturalnej pielęgnacji, będziecie zapewne zbulwersowane :) Jest to moje niezbędne minimum, które jest bezproblemowe w użytkowaniu i świetnie się dla mnie sprawdza.

Poniżej macie mój filmik na ten sam temat.

A tutaj moje włosy. Uprzedzając pytania o kolor: na wszystkich zdjęciach jest to Casting Creme Gloss, w kolorze mroźne kakao. Na zdjęciach u góry jest jaśniejszy i bardziej rudy – to ok. 1,5 miesiąca po farbowaniu. Na zdjęciach na dole 2 tygodnie po.

Szampon Wella Pro Series, Color – do włosów farbowanych. To już moja trzecia butelka tego szamponu (a jest spora, bo ma aż 500ml!). To mój faworyt od wielu, wielu miesięcy. Nie mam specjalnie wygórowanych wymagań względem szamponu – ma dobrze myć, nie obciążać włosów i ich nie plątać – i on w tej kwestii świetnie się sprawdza. Co dziwne – moje włosy nie uzależniły się od niego, cały czas jest w porządku. Dobrze się pieni, ma w składzie silikony, więc włosy są miłe w dotyku po spłukaniu. Nie jest drogi! Kosztuje ok. 14,00zł za dużą butlę i jest dostępny w każdej drogerii.

Maska Wella Pro Series, Treatment Repair – regenerująca do włosów zniszczonych. Miałam już ok. pięciu jej opakowań i jestem od niej uzależniona :) Kosztuje ok 15 zł za 250ml czyli standardowo. Po minucie (bo na więcej niestety nie mam czasu) włosy są wygładzone, nawilżone i bezproblemowe do rozczesania. Używam jej przy każdym myciu zamiast odżywki, nakładam na włosy od połowy ich długości omijając część u nasady. Nie obciąża ich i świetnie sprawdza się nawet przy długotrwałym stosowaniu.

John Frieda, Frizz-ease serum – świetnie sprawdza się na wysuszonych końcówkach włosów (ale tylko na końcówkach, bo mocno obciąża włosy!), nakładam dosłownie kropelkę na mokre włosy po umyciu. Jest niesamowicie wydajne, używam go od pół roku, a pozostała jeszcze połowa opakowania. Pomaga pozostać końcówkom włosów w rozsądnej kondycji nawet gdy często katujemy je gorącą temperaturą suszarki do prostownicy.

Gliss Kur, ekspresowa odżywka regenerująca do włosów w sprayu, dwufazowa. Używam jej już od wielu lat – pomaga rozczesać włosy po umyciu i walczyć w elektryzowaniem. Bardzo przyjemne „psikadełko”. Cudów nie czyni, ale dla mnie jest niezbędna. Włosy po jej użyciu są zdecydowanie gładsze i miękkie w dotyku.

Frotte, suchy szampon. Do kupienia w każdym Rossmannie. Mocna konkurencja dla suchych szamponów Syossa. Dobrze odświeża włosy i bardzo przyjemnie pachnie. Oczywiście nie stosujemy go ZAMIAST tradycyjnego mycia, tylko możemy się nim wspomagać albo pomiędzy kolejnymi myciami, albo w kryzysowych sytuacjach, gdy potrzebujemy natychmiast odświeżyć włosy lub np. grzywkę, która lubi się przetłuścić o wiele szybciej niż reszta włosów. Ma niestety dużą wadę: jest biały i włosy po aplikacji wydają się przyszarzone – trzeba go koniecznie dobrze wyczesać i usunąć nadmiar pyłu ręcznikiem.

Lakier Taft, Volume Hairspray. Bardzo przyjemny, delikatnie utrwalający lakier. Do swobodnych fryzur, z pewnością nie uzyskacie przy jego pomocy sztywnego kasku na głowie :) Bez problemu można go wyczesać, nie skleja włosów, przyjemnie pachnie.

Rowenta, Compact Pro, 2000W – moja suszarka, niby nic specjalnego, ale spisuje się znakomicie. Jest niewielka i bardzo poręczna.

Prostownica Remigton, Shine Therapy – uwielbiam! O wiele lepsza niż mój poprzedni Babyliss i Vidal Sasoon. Elektroniczny wyświetlacz, regulacja temparatury od 160 do 240 stopni. Moje włosy prostuję przy użyciu 180 stopni – i jest to temperatura wystarczająca, włosy pozostają gładkie aż do następnego mycia. Nie zauważyłam jednak większego połysku, który obiecuje nam producent.

Lokówka Remigton, Pearl Wand – fantastyczna lokówka stożkowa, którą możemy uzyskać niezwykle naturalne loki i fale. Niedługo przygotuję dla Was tutorial. Jest banalnie prosta w użytkowaniu. Zakręcanie włosów z jej pomocą jest błyskawiczne – ma posiada klipsa jak tradycyjne lokówki, końcówki włosów przytrzymujemy palcami (w zestawie otrzymujemy materiałową rękawiczkę do ochrony przed wysoką temperaturą).

Babyliss Root Boost to mój najnowszy nabytek. Jest to urządzenie, które pozwala nam zwiększyć objętość włosów poprzez pokarbowanie ich u nasady. Efekt jest bardzo szybki do uzyskania i utrzymuje się przez kilka dni, aż do mycia. Zdecydowanie wolę Root Boosta od tradycyjnego tapirowania – efekt jest moim zdaniem lepszy i bardziej trwały. Nie jest to jednak rozwiązanie na co dzień, raczej okazyjnie, np. na większe wyjścia i imprezy – obawiałabym się stosowania wysokiej temperatury regularnie, u nasady włosów.

Poniżej mam dla Was moją recenzję Root Boosta i tutorial w wersji wideo…

 

Jeśli macie jeszcze jakieś pytania – pytajcie, na pewno odpowiem.