Cykl „Wnętrza ze smakiem” jest odzwierciedleniem trzech moich największych pasji – do fotografii, dobrego jedzenia i pięknych wnętrz. Dzisiaj zabieram Was do pewnego miejsca w Bytomiu, które miałam przyjemność ostatnio odkryć. Nie do wiary, że ostatni wpis z tej serii opublikowałam aż 5 miesięcy temu! Stanowczo muszę częściej rozbijać się po różnych knajpkach w okolicy…
O „Starej Piekarni” dowiedziałam się od mojej Mamy, która kilkakrotnie wspominała mi o tym miejscu przeczuwając, że na pewno mi się spodoba. Miała rację! Pomimo że wnętrze Starej Piekarni jest nie do końca w moim stylu, to panujący tam klimat kompletnie mnie zauroczył. Restauracja (a także pub i pokoje gościnne) mieszczą się w bardzo niepozornym zakątku jednej z dzielnic Bytomia – w Miechowicach… i uwaga, uwaga, jakie zaskoczenie – w zabudowaniach starej piekarni.
Już od samego wejścia ogromnie spodobały mi się wszystkie obecne w ogródku restauracji dekoracje.
Nieoczywiste, oryginalne, z pomysłem…
Konfitury i marynaty ustawione na półce, świeże zioła, butelki z oliwą, czy imbryki na ścianie budynku – od razu widać, że ktoś miał pomysł na to miejsce.
Ze względu na panujący upał zdecydowaliśmy się pozostać na zewnątrz i zająć miejsce w ogródku. Ceglane ściany śląskich kamienic tworzą przeuroczy klimat – żartowaliśmy sobie, że gdyby ktoś powiedział nam nagle, że oto jesteśmy np. we Włoszech – też bez problemu byśmy w to uwierzyli…
Pomiędzy stolikami w ogródku przemykała ukradkiem zgrabna, czarna kotka.
Wnętrze lokalu prezentowało się równie ciekawie – moją uwagę od samego wejścia zwróciły wiszące nad barem kolejne dzbanuszki i imbryczki…
W pomieszczeniu panował półmrok i fotografowanie jego wnętrza stanowiło dla mnie nie lada wyzwanie, bo nie miałam ze sobą ani lampy, ani statywu.
Sala na piętrze była odrobinę jaśniejsza i pełna mojej ukochanej cegły.
Niewspółczesne dodatki, niemodne meble i serwetki, cegła i drewniane belki pod sufitem – wszystko to razem tworzyło naprawdę fajną, spójną całość.
Kolejny zaskakujący detal – kandelabr wiszący na łańcuchu, wypełniony szyszkami.
I znowu imbryk! Ha! Ktoś tu chyba ma do nich słabość.
Jak Wam się podoba to wnętrze? To teoretycznie totalnie nie mój klimat (poza cegłą, którą jak dobrze wiecie – wielbię), ale czułam się tam doskonale. Tak domowo i swojsko. Te wszystkie rozstawione „po kątach” starocie były tutaj „na swoim miejscu”, aczkolwiek nie chciałabym ich widzieć u siebie w domu :))
PS. Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej o tym lokalu, jak do niego dotrzeć, co konkretnie można tam zjeść i obejrzeć więcej zdjęć – to odsyłam Was TUTAJ. Jest to strona projektu #smakujslaskie, który współtworzymy wraz z Tomkiem.