Poprzedni tydzień nie zaczął się zbyt dobrze. W poniedziałek, pełna nadziei, zabrałam się przy moim eleganckim „instagramowym” śniadaniu (widoczne na zdjęciu – ser pleśniowy, figi i rukola) za poranne planowanie. Rzadko tak jadam, więc to była naprawdę wyjątkowa chwila i… niestety, zdecydowanie przeceniłam swoją zręczność. Poprzedni tydzień zaczął się bardzo źle.
Herbata postanowiła zapoznać się bliżej z klawiaturą mojego MacBooka. Nie wiem dlaczego, ale zupełnie mnie to nie poruszyło. Opanowana i spokojna odwróciłam laptopa do góry nogami, aby herbata nigdzie nie podciekła. To nie może być tak, że lekko Ci się chlapnie na klawiaturę i od razu wielka tragedia… Płynu było naprawdę niedużo, więc byłam pewna, że po prostu wytrę klawisze ręcznikiem papierowym i za chwilę wrócę do pracy. No więc… NIE.
Mój optymizm okazał się być wyjątkowo naiwny (bo to pierwszy raz!?). Część przycisków zaczęła odmawiać posłuszeństwa. Ze stoickim spokojem ułożyłam sobie plan działania: robię kopię zapasową komputera w Time Machine, oddaję komputer do iSpotu do naprawy, wypożyczam sobie komputer zastępczy (bo mają w iSpocie przecież taką możliwość, prawda?), przywrócę na nim mojego własnego MacBooka i wracam do normalnej pracy. No więc… jednak NIE. Nigdzie w okolicy nie ma zastępczych MacBooków do wypożyczenia, najbliższy możliwy w Warszawie. Zostaję bez komputera na nie wiadomo jak długo! To dosyć tragiczna sytuacja, gdy 99% mojej pracy odbywa się właśnie przy jego użyciu.
Wtedy jeszcze nie brałam pod uwagę powiedzenia, że „jaki poniedziałek, taki cały tydzień”. Brak komputera to przecież taki super nieplanowany i przymusowy urlop! Zawsze trzeba szukać pozytywów. Ha. Ha. Ha. Wyspałam się za wszystkie czasy, a w ramach poprawienia sobie nastroju wybrałam się na zakupy. Jakaś nowa szałowa kiecka na weekend (w końcu Blog Forum Gdańsk!) z pewnością poprawi mi nastrój. No więc… po raz kolejny – NIE.
Nie poprawi. Nie poprawi, jeśli w trakcie zdejmowania z siebie dżinsów nasz iPhone ląduje na podłodze w przymierzalni i szybka na wyświetlaczu zamienia się w niezwykle efektowny witrażyk. Dla jasności: telefon był w etui, a na wyświetlaczu miał naklejone szkło hartowane. Okazuje się, że to wszystko na nic przy moich wyjątkowych zdolnościach.
Z każdym kolejnym dniem mam coraz większe zaległości w pracy, na szczęście jak dotąd wszyscy, z którymi współpracuję są JESZCZE wyrozumiali. Robię co mogę! Dobrze, że nie wszystkie kolejne dni tygodnia były dla mnie aż tak dramatyczne. Co dobrego dla odmiany wydarzyło się u mnie w minionym tygodniu?
W piątek wyruszyłam do Gdańska na długo wyczekiwaną przez wszystkich blogerów konferencję Blog Forum Gdańsk. To już trzecia edycja, w której miałam okazję wziąć udział. Ogromnie cieszyłam się na spotkanie ze wszystkimi osobami, z którymi mam kontakt jedynie online, a także tymi, których śledzę z uwielbieniem, a nie mają jeszcze pojęcia o moim istnieniu. Bardzo lubię takie „zloty” i wciąż nie mogę odżałować, że przegapiłam w tym roku zarówno See Bloggers, jak i blogową konferencję w Poznaniu. W przyszłym roku mam zamiar trochę nadrobić.
Niezwykle miło było mi poznać blogerów, których regularnie czytam, przeprowadzić wiele inspirujących rozmów z nieznanymi mi wcześniej osobami i śmiać się aż do bólu brzucha z blogerami, których już od jakiegoś czasu znam. Jeśli chodzi o prelekcje i panele dyskusyjne, to odnośnie przynajmniej połowy mam mocno mieszanie uczucia. Dajcie znać, czy ciekawiłby Was osoby wpis na temat całego wydarzenia.
Widoki w drodze do domu mieliśmy naprawdę przyjemne – wspaniała pogoda (również przez cały weekend), ciekawe rozmowy – nie mogłoby być lepiej. Naprawdę miło jest wymienić się doświadczeniami na temat organizowania sobie własnego czasu pracy nad blogiem, planami dotyczącymi rozwoju… Często w swoim otoczeniu nie mamy na co dzień osób zajmujących się tym samym.
A teraz jestem już z powrotem i robię co mogę, by nie rosły mi w pracy większe zaległości, niż mam obecnie… Ciągle bez laptopa, ciągle bez informacji o tym, kiedy będzie naprawiony, wciąż przerażona kosztami napraw za zniszczenia powstałe przez moją dekoncentrację (czyt. ciapowatość)… Żyję nadzieją, że niedługo wszystko wróci do normy. Pojęcia nie macie ile spraw w ostatnich tygodniach potoczyło się u mnie nie tak, jak powinno, ale zakładam, że prawo serii negatywnych wydarzeń już mam za sobą.
Przyznam, że ulżyło mi trochę kiedy tak mogłam Wam dzisiaj opowiedzieć o moim ostatnim tygodniu i przy okazji trochę się wyżalić :) Będę wdzięczna za namiary na miejsca, gdzie można błyskawicznie (najlepiej „od ręki”) i tanio wymienić pęknięty ekran w iPhone. Wiem, że mogę na Was liczyć. A na Apple jestem obrażona. Nie sądziłam, że to aż tak delikatne sprzęty i TAK BARDZO kosztowne w naprawie. Masakra.
Koniec marudzenia na dziś – życzę Wam udanego tygodnia!