Pielęgnacja wrażliwej cery naczynkowej do najłatwiejszych nie należy – powiedziałabym, że to jeden wielki eksperyment! Tak się składa, że cera naczynkowa przypadła mi “w udziale”, co zmusza mnie do ciągłych poszukiwań kosmetyków oraz rozwiązań, bym mogła jak najlepiej o nią zadbać. Dzisiaj opowiem Wam o produktach, które moja skóra pokochała całą swoją powierzchnią… :)

Na początek kilka słów o mojej naczynkowej cerze – jaka jest, czego próbowałam w przeszłości i jakie efekty osiagałam. Ten kontekst jest bardzo istotny.

  • Na powierzchni skóry stale widoczne są zaczerwienienia, zmianie ulega wyłącznie ich intensywność (czerwone plamy – taki rumień – na policzkach i brodzie, a także naczynka w formie żyłek i niteczek, skupione głównie w okolicy skrzydełek nosa)
  • Jest wrażliwa na wszelkie czynniki wewnętrzne (np. specyficzne produkty, które zjem, czy wypiję, ale przede wszystkim wewnętrzne napięcie, stres itp.) i zewnętrzne (zmiany temperatur, wiatr, mróz itp. – jest bardzo reaktywna)

Z powyższymi kwestiami „walczę” od lat, już od czasów nastoletnich. Dwukrotnie próbowałam laseroterapii: pierwszy raz prawie 15 lat temu i kilka lat później po raz drugi (za każdym razem przeprowadzona została seria zabiegów – nie pamiętam już dziś dokładnie jakie to były lasery, wydaje mi się, że IPL i coś jeszcze).

Niestety, żaden z nich nie przyniósł oczekiwanych rezultatów (a właściwie żadnych). Mam jednak ogromną nadzieję, że od tamtego czasu zmieniło się w kosmetologicznym świecie sporo i nadejdzie kiedyś moment, kiedy uda mi się pozbyć tego problemu. Jeśli któraś z Was może mi coś polecić, to jestem otwarta na wszelkie sugestie, dajcie znać w komentarzach!

Aktualnie skupiam się wyłącznie na odpowiedniej pielęgnacji mojej skóry i doskonalę się w kwestii makijażu, czyli możliwie jak najskuteczniejszym i najbardziej naturalnym ukrywaniu tych znielubionych niedoskonałości. Mam też za sobą niejeden zabieg pielęgnacyjny w gabinecie kosmetologicznym, ale jak na razie wciąż brakuje mi tu systematyczności i ogólnie jest to temat na całkowicie osobny wpis, który może kiedyś dla Was przygotuję.

  • Moja skóra jest bardzo delikatna, sprawia wrażenie cienkiej
  • A do tego wszystkiego również bardzo kapryśna w kwestii produktów, które na nią nakładam – trudno jest mi trafić z odpowiednimi produktami do pielęgnacji. Niestety, ale podrażnia mnie wiele produktów przeznaczonych właśnie do cery wrażliwej i naczynkowej!

Mam wrażenie, że przetestowałam większą część oferty dostępnej na rynku – zarówno w drogeriach, jak i w aptece. Dlatego tym razem postanowiłam spróbować coś zupełnie innego… coś Z LODÓWKI :)

Świeże i naturalne kosmetyki z lodówki – fridge by yDe

Marka Fridge skontaktowała się ze mną na początku lata, jakoś w lipcu. Kosmetyki z lodówki w tamtym czasie były dla mnie całkowitą nowością i podeszłam do tematu bardzo sceptycznie. Ustaliliśmy, że decyzję odnośnie ewentualnej współpracy podejmę dopiero po dłuższych testach – trwały one przez kilka miesięcy, aż do skończenia opakowań wszystkich produktów.

Kosmetyki Fridge są produkowane właściwie na bieżąco, mają krótkie i naturalne składy (są dosłownie napakowane samymi dobrymi składnikami najlepszej jakości), nie zawierają konserwantów i innych potencjalnie niekorzystnych dla naszej skóry składników przedłużających trwałość produktu. Z tego względu wymagają przechowywania w lodówce, a ich ważność wynosi tylko 2,5 miesiąca. Dlatego też odstawiłam wszystkie inne używane przeze mnie kosmetyki do pielęgnacji twarzy i w całości przerzuciłam się na Fridge.

Jak widzicie na zdjęciu poniżej – na każdym produkcie widnieje naklejka z datą przydatności do użycia.

Świeże kosmetyki Fridge bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie już od samego początku, starałam się jednak nie zachwycać nimi za bardzo i naprawdę mocno utwierdzić w przekonaniu, że to produkty, które chcę Wam polecać… :)

  • Nie wiedziałam, czy przypadkiem to wyciąganie kosmetyków rano i wieczorem z lodówki nie zacznie mi działać na nerwy?

Z tą kwestią poradziłam sobie umieszczając cały zestaw w jednym, lekkim pojemniku. Wykorzystałam do tego opakowanie po chusteczkach higienicznych, które było tak ładne, że szkoda było je wyrzucić, a w ten sposób dostało drugie życie.

Co najlepsze – bardzo szybko okazało się, że używanie kosmetyków prosto z lodówki jest niesamowicie przyjemne, a nawet znacznie przyjemniejsze, niż tych o temperaturze łazienkowej! Spróbujcie i same się przekonajcie – spryskiwanie twarzy zimnym tonikiem to coś pięknego, będę tak robić już zawsze, bez względu na to, czy produkt będzie tej lodówki wymagał, czy też nie :)) Z kolei aplikowanie na twarz zimnego kremu ma dodatkowe działanie kojąco-łagodzące.

  • Jak poradzę sobie z kwestią wyjazdów, gdy nie będę miała pod ręką lodówki?

Według producenta kosmetyki mogą bezpiecznie przebywać poza lodówką do 5 dni. Na wyjazdy do tej pory zabierałam ze sobą inne, „zapasowe” kosmetyki albo sporadycznie pożyczałam je od koleżanki, z którą gdzieś byłam. Jeśli ktoś nie ma kapryśnej cery  to warto w takiej sytuacji rozważyć korzystanie z próbek lub miniaturek innych kremów.

Jednakże dla spędzających dużo czasu w podróży, czy podróżujących bardzo często – te kosmetyki nie będą najlepszym rozwiązaniem. Mnie się to raczej nie zdarza, więc i problem dla mnie nie istnieje.

  • Czy zauważę u siebie te wszystkie pozytywy, o których mówi producent?

Z niewyjaśnionych przyczyn niektóre produkty podrażniają mnie, uczulają i nie są szczególnie komfortowe w użyciu (nawet te kierowane do cer właśnie takich, jak moja). Z Fridge nic takiego się nie dzieje – mam wrażenie, jakbym nakładała na skórę kojący kompres. Skóra delikatnie się uspokaja i mam wrażenie, że otrzymuje dokładnie to, czego jej trzeba pod względem nawilżenia i odżywienia.

Od lipca korzystam z żelu do mycia twarzy, toniku, serum, kremu pod oczy i kremu do twarzy (jestem w trakcie używania drugich z kolei ich opakowań). Nie pamiętam, czy moja skóra twarzy kiedykolwiek była tak bardzo gładka, pozbawiona niedoskonałości (wyprysków nie miewam, ale zdarzały mi się w przeszłości jakieś grudki i nierówna struktura skóry) i ukojona.

Prawdę mówiąc nie bardzo wiem do czego mogłabym się przyczepić, a naprawdę chciałam, bo wiem, że tak entuzjastyczne opinie brzmią mało wiarygodnie. Jedynym minusem Fridge, moim zdaniem, jest cena – chociaż nie wiem, czy cenę można nazwać słabą stroną produktu! W końcu ceny produktów są różne i każdy sam decyduje, jaka konkretna kwota mieści się w jego budżecie. Na każdej z półek cenowych można znaleźć naprawdę świetne produkty.

Mój zestaw kosmetyków składa się z:

  • Żel do mycia twarzy 3.3 Good morning face  – nie trzeba go przechowywać w lodówce, ale tak bardzo polubiłam kosmetyki serwowane na zimno, że również go w niej trzymam. Żelu używam do usunięcia resztek zabrudzeń po wcześniejszym zmyciu makijażu płynem micelarnym. Dwuetapowe oczyszczanie to kwestia, na którą zwracam dużą uwagę. Skóra po jego użyciu jest dobrze oczyszczona i lekko napięta, nie wysuszona. Jest jednocześnie bardzo delikatny i bardzo skuteczny.

  • Różany tonik do twarzy 3.2 Rose Water Tonic – moje pierwsze wrażenia po jego użyciu to: ogromny plus za dozownik (od lat używam toników w butelce ze spryskiwaczem zamiast zwilżania płatków kosmetycznych), mgiełka jest bardzo drobna i delikatna. Po drugie: zapach jest po prostu doskonały. Po trzecie: skóra jest wyraźnie ukojona i gotowa na kolejny krok.

  • Serum różane 1. – to dla mnie kolejny etap ukojenia – serum nakładam na jeszcze wilgotną skórę, zaraz po spryskaniu tonikiem. Ma żelową konsystencję i jest bardzo wydajny. Jego subtelny zapach jest jeszcze bardziej różany i piękny :)

Info producenta: posiada silne działanie regeneracyjne i nawilżające. Dzięki zawartości najwyższej jakości olejku eterycznego z róży damasceńskiej ma działanie odmładzające, pobudza mikrocyrkulację krwi i wzmacnia naczynia krwionośne. Łagodzi wszelkiego rodzaju podrażnienia i przesuszenia skóry. Naturalne ekstrakty z zielonej herbaty i żeń szenia mają znakomite właściwości przeciwzmarszczkowe i rewitalizujące, a ekstrakt z aloesu nawilża i łagodzi skórę twarzy.

4. Krem pod oczy z ekstraktem kawy – 4.1 Coffee Eye. Gdy byłam młodsza – obrzęki pod oczami kompletnie mnie nie dotyczyły. Nie miałam pojęcia o co chodzi z tymi wszystkimi kompresami pod oczy i po co je nakładać. Jednak już przed 30-tką dowiedziałam się niestety w czym rzecz i zaczęłam poszukiwania produktów, które pomogą mi się rozprawić z wizualnymi efektami zbyt krótkiego snu… :)

Coffee Eye sprawdza się w tej roli doskonale. Bardzo odpowiada mi jego treściwa konsystencja pozostawiająca skórę pod oczami naprawdę porządnie nawilżoną i „zabezpieczoną”. Wrażenie spuchniętej okolicy oczu zostaje znacząco zredukowane. Lekko kawowy zapach dla mnie również na duży plus.

Info producenta: Zawiera olej migdałowy, który zapobiega ucieczce wody z naskórka oraz masło kokosowe o właściwościach natłuszczających. Krem fantastycznie redukuje opuchliznę i zasinienia – szczególnie uporczywe, poranne “worki pod oczami”. Sekretem jego skuteczności przeciwobrzękowej jest wysoka zawartość ekstraktu z kawy arabica, której działanie zostało dodatkowo wzmocnione dawką naturalnego pochodzenia kofeiny. Ta kombinacja składników wykazuje silnie drenujące działanie, co znakomicie odblokowuje odpływ limfy będącej główną przyczyną opuchniętych okolic oczu.

5. Krem do twarzy 1.3 Face GuardJego zadaniem jest wzmocnienie i ochrona delikatnej, cienkiej skóry naczyniowej i wywiązuje się z tej roli znakomicie. Face Guard jest dla mnie piątym, ostatnim etapem porannego i wieczornego ukojenia mojej skóry. Dostarcza jej takiego nawilżenia, jakiego potrzebuje – i tak jak cała reszta zestawu niesamowicie pachnie (bardziej ziołowo). Super jest to, że tak po prostu pachną jego składniki, a nie syntetyczne ekstrakty. Nie pozostawia na skórze klejącej warstwy, ale wyczuwalnie ją zabezpiecza.

Minusem tego kremu – aczkolwiek mało znaczącym – jest sposób, w jaki się rozsmarowuje. Trzeba mu poświęcić ciut więcej czasu, niż np. kremom z zawartością silikonów, które idealnie rozsmarowują się same.

Info producenta: Krem miejski, który szczególnie chroni przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Przyspiesza naturalną regenerację skóry. Dodatek olejku z rumianku rzymskiego i olejku różanego łagodzi podrażnienia. Przeznaczony do cery szczególnie wrażliwej, ze skłonnością do rozszerzonych naczyń krwionośnych. Polecany również do skóry z problemem „świecenia się”. Krem zawiera naturalne filtry UV.

 

Podsumowując:

  • Zestaw kosmetyków Fridge sprawdza mi się naprawdę znakomicie! Nie mam się do czego przyczepić, a moją wrażliwą, naczynkową cerę często jest mi naprawdę trudno zadowolić.
  • Produkty o naturalnych składach, ze świeżych składników i pozbawione konserwantów, pozytywnie wpłynęły na kondycję mojej skóry. Jest uspokojona, mniej reaktywna, gładka i pozbawiona grudek, jakie zdarzały mi się od czasu do czasu.
  • Stosowanie kosmetyków o temperaturze lodówkowej jest niezwykle przyjemne i polecam Wam to wypróbować bez względu na produkty, jakich akurat używacie :)

Jeśli borykacie się z podobnymi problemami skórnymi, jak ja, a także jeśli zwracacie uwagę na składy produktów, jakość wykorzystanych składników i staracie się unikać chemii – kosmetyki marki Fridge to moim zdaniem pozycje warte przetestowania. Szczególnie, jeśli nie macie ochoty na samodzielne kręcenie sobie kremów i przemawiają do Was idee stojące za marką. Krótkie składy, same naturalne składniki najlepszej jakości, brak konserwantów. Dużym plusem jest możliwość zamówienia sobie próbek przed ostatecznym wyborem i zakupem pełnowymiarowych opakowań – to ważna kwestia przy produktach, które do najtańszych nie należą.

Poznałyście już kiedyś tę markę? A może wcześniej nawet o niej nie słyszałyście, jak ja pół roku temu? :)


Wpis w ramach współpracy z marką Fridge