Czy wiedzieliście, że w większości przypadków (u mnie to jakieś 95%) wystarczy usiąść do pracy i wszystko pójdzie nam gładko? Że najtrudniejszy jest zwykle moment podjęcia decyzji o rozpoczęciu? To takie oczywiste, dlaczego więc tak rzadko to stosuję? ;) (Zapraszam na część 2 moich październikowych lektur!)
Jestem w szoku, ale to się sprawdza. Przeżywam jakieś niesamowite katusze starając się zająć wszystkim, tylko nie tym, co faktycznie mam do zrobienia. Oglądam kolejny odcinek serialu (tylko jeden!), czytam książkę (przecież trzeba!), wyciągam z szafki formę do muf finek i zabieram się za pieczenie (tata się ucieszy)… A wystarczy po prostu usiąść, otworzyć tego cholernego Worda i zacząć pisać.
Skuteczność tego „sposobu” zadziwia mnie za każdym razem, gdy decyduję się go wykorzystać ;)
No dobrze, nie przedłużając więcej przejdę może do sedna, bo nie o moim „odkryciu” miało być, ale o książce, która pozwoliła mi na dojście do tak wysoce odkrywczych wniosków.
„Skup się. Prosta droga do sukcesu” – Leo Babauta
Kojarzycie bloga Zen Habits? Tak? To czytajcie dalej. Nie? To zróbcie sobie 30 minut przerwy od czytania Design Your Life, bo autor Zen Habits jest po prostu fenomenalny. Tak twierdzę ja i spora część świata, która umieszcza Zen Habits wśród najlepszych i najpoczytniejszych blogów na całej kuli ziemskiej. A przynajmniej na tej części globu z dostępem do Internetu. Aha, jak wejdziecie, wszystko będzie białe i będziecie mieli wrażenie, że szablon się nie wczytał – to się wczytał, on tak po prostu wygląda. Prosto i minimalistycznie. U Leo Babuty „content is king”.
Jaka jest więc książka Lao Babauty? Myślę, że została napisana specjalnie dla mnie. Pracującej mamie trójki dzieci będzie zdecydowanie trudniej zastosować się do opisanych w niej wskazówek, ale z drugiej strony… Leo jest pracującym ojcem szóstki dzieci.
Skup się… o tym właśnie jest ta książka. Skup się. Skup się. To takie trudne.
Ostatnio coraz częściej dopada mnie uczucie, że za chwilę oszaleję. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Mejle przychodzą przez cały czas, jeden za drugim. Media społecznościowe upominają się o uwagę, a w nich „trzeba” reagować natychmiast. Dobrze, że nigdzie nie podaję mojego numeru telefonu, bo gdyby cały czas dzwonił, to pewnie szybko wylądowałby za oknem. Praca w domu to dla mnie stosunkowo nowe doświadczenie, ciągle szukam swojej nowej rytuny, staram się stworzyć idealny plan dnia. Zajmuję się wszystkim. A czasem wprost przeciwnie, czasem mam wrażenie, że niczym. Skup się – tego mi właśnie trzeba.
„Skup się” mówi o upraszczaniu każdej z dziedzin naszego życia i pracy. Wiecie, że w czasie czytania robiłam sobie notatki? :) Rzadko zdarza mi się coś takiego.
Rozbawił mnie autorski System Dokonywania Niezwykłych Rzeczy Leo Babauty. Wiecie jak to działa? Niech będzie, zdradzę go Wam!
Po pierwsze: Odkryj Coś Niezwykłego, nad czym chcesz pracować.
Po drugie: Odetnij się od innych rzeczy.
Po trzecie: Skup się na Czymś Niezwykłym.
Phiiii, to takie proste. Ale skoro to takie proste, to dlaczego codziennie nie dokonujemy Czegoś Niezwykłego? O tym właśnie jest ta książka. O tym jak się skutecznie skupić, jak uprościć swoją pracę, sposób planowania i swoje otoczenie, by skupiało się nam jak najlepiej.
Dlatego odpaliłam sobie Worda, wyłączyłam przeglądarkę, a telefon wyciszony zostawiłam w kuchni. Wyłączyłam muzykę i puściłam sobie w tle Coffivity, bo przyjemnie mi się pracuje z takim kawiarnianym gwarem w tle. Jest naprawdę dobrze. Kończę właśnie pisanie drugiej niby-recenzji i nie pozwolę, by cokolwiek miało szansę mi przeszkodzić.
Komu polecam „Skup się” Leo Babauty? Osobom, które czują, że praca wymyka im się spod kontroli, którzy czują się przytłoczeni tym, co mają do zrobienia, czują się zestresowani, ciągle zajęci i niezadowoleni.
„Kocham Nowy York” – Isabelle Lafleche
Październikowe czytanie postanowiłam zakończyć czymś lekkim, miłym i przyjemnym. Nie, żeby dwie poprzednie pozycje nie były miłe i przyjemne, ale heloł, tu chodzi o Nowy York :) Książkę przeczytałam jednym tchem i już się cieszę na samą myśl o tym, że 15 listopada wychodzi kolejna część, zatytułowana „Kocham Paryż”.
Coś czuję, że zrobię sobie paryski miesiąc. Polecicie mi może jakieś książki z Francją i Paryżem w tle? Spotkałam się z kilkoma recenzjami książek o tej tematyce na innych blogach, ale zapomniałam zapisach sobie ich tytuły. Wczoraj przeczytałam „Lekcje Madame Chic”, więc tej już nie musicie mi polecać :)
„Kocham Nowy York” to taka książkowa wersja Ally McBeal, Carrie Bradshaw i hm, kurczę, chciałam napisać Bridget Jones, ale jednak nie pasuje mi to tego zacnego grona. Bohaterka „Kocham Nowy York”, Catherine, to kobieta sukcesu, a całość akcji toczy się w prawniczym środowisku. Właściwie tyle powinniście wiedzieć przed lekturą. Książkę czytało mi się miło i bardzo dynamicznie (chyba przez te krótkie rozdziały). Była kancelaria prawnicza, wyścig szczurów, romanse, kostiumy Diora, Prady i inne Szanele w tle. Ach, no i miłość.
Polecam, jeśli chcecie się rozerwać, bo do tego właśnie służy ta książka. Nie poczujecie się po jej lekturze mądrzejsi i nie będziecie mieli motywacji, by zmienić swoje życie. Ale będziecie zastanawiali się gdzie by tu dorwać kolejną część :)
Mieliście może okazję czytać którąś z powyższych książek? No i co myślicie o moich niby-recenzjach, czy mam je publikować w każdym miesiącu? Wiem, że skupiam się głównie na własnych odczuciach po lekturze, ale sama u innych najchętniej czytam właśnie takie refleksje, a nie streszczenia akcji, na jakie zwykle się natykam.
Czekam na Wasze polecenia książek z Paryżem w tle! :)