Sprzątanie to jedna z tych umiejętności, których nie uczą nas szkoły. W teorii utrzymywanie wokół siebie porządku i czystości jest tak banalnie proste, że każdy powinien potrafić to robić, prawda? Tak, w teorii. A jednak setki tysięcy czytelników na całym świecie entuzjaztycznie przyjęło bestseller o sprzątaniu i pod jego wpływem zaprowadziło w swoich totalnie zagraconych domach (a często również i w życiu!) wielką rewolucję.
Dosyć często oglądam na YouTube filmy o upraszczaniu życia, przestrzeni, minimalizmie, organizacji i praktycznie w każdym z nich metoda KonMari pojawia się jako jedna z głównych inspiracji i motywacji, bo… to po prostu DZIAŁA.
Dzisiaj chcę napisać Wam kilka słów o drugiej części „Magii sprzątania”, czyli „Tokimeki – magia sprzątania w praktyce” i podzielić się swoimi odczuciami po jej lekturze. Muszę przyznać, że Marie Kondo naprawdę mocno mnie zaskoczyła.
Czytając pierwszą książkę Marie Kondo, o której również pisałam Wam już na blogu, miałam wrażenie, że wielu rzeczy mi w niej brakuje: rozwiązań do przechowywania konkretnych przedmiotów, czytelnych wyjaśnień, rysunków, czy zdjęć ilustrujących to, o czym w danym momencie pisze Marie… Jedyną zasadą, jaką powinniśmy się kierować, są nasze uczucia. Powinniśmy wyeliminować ze swojego otoczenia wszystkie rzeczy, których posiadanie i używanie nie sprawia nam szczerej radości. Tym razem nie o to chodzi, by przypominać sobie, czy dane ubranie nosiliśmy w ciągu ostatniego roku i kiedy po raz ostatni sięgnęliśmy po jakąś książkę. To nieistotne. Marie Kondo uważa, że powinniśmy otaczać się tylko i wyłącznie przedmiotami, które nas cieszą. Czy ta marynarka sprawia mi radość? A tamta supermodna, nowa sukienka? Nie? To trzeba je bez litości wyrzucić.
Tylko co z tymi wszystkimi przedmiotami, które nie wzbudzają w nas uczucia radości, a jednak… są po prostu przydatne? Taki, dajmy na to… młotek. Albo metr krawiecki. Wstążka. Igła z nitką. Nie wiem jak u Was, ale ja nie czuję w ich kierunku niczego specjalnego. Pewnie nawet nie użyłam ich przez ostatnie 6 miesięcy… Teraz Marie uzupełnia, że „poczucie funkcjonalności przedmiotu, przydatności, świadomość, że ułatwiają życie – to także oznaki radości”. Muszę przyznać, że autorka trochę jakby zeszła na ziemię i trochę luźniej podeszła do opisanych przez siebie w pierwszej części zasad. W formie z „Tokimeko” są one o wiele łatwiejsze do zastosowania w naszych realiach.
We wpisie na temat pierwszej części marudziłam też na kilka kwestii, których w książce mi zabrakło – i to wszystko, czego brakowało mnie i wielu innym Czytelnikom „Magii Sprzątania” znalazło się właśnie w „Tokimeki*”. Wygląda na to, że Marie po prostu zostawiła sobie opis pewnych kwestii „na później”. Jest szczegółowe omówienie kolejnych pomieszczeń w domu i przechowywania przedmiotów we wszystkich możliwych kategoriach. Jest mnóstwo świetnych ilustracji obrazujących to, o czym pisze autorka.
*Czym jest tytułowe Tokimeki? W języki japońskim oznacza „to, co daje radość”.
O ile łatwiej jest sobie wyobrazić to słynne układanie wszystkiego w pionie i techniki składania, gdy możemy je obejrzeć na obrazkach…
Nigdy nie przepadałam za składaniem ubrań i zawsze podziwiałam z jaką wprawą i precyzją robi to moja Mama, bo ona zawsze potrafiła wszystko poskładać tak, by później ani trochę się nie pogniotło. Z tego względu na co dzień wybierałam wieszaki. Często prosiłam ją o pomoc w poskładaniu niektórych ubrań przed podróżą, by móc wyjąć je z walizki gotowe do założenia… Ten magiczny sposób wydawał mi się po prostu nie do opanowania. Okazuje się, że trzeba było mi to pięć razy pokazać w formie ilustracji, a dodatkowo nadrukować instrukcje na okładce książki i – wow, ZAŁAPAŁAM.
Trzeba po prostu dobrze przeanalizować konstrukcję naszego ubrania. T-shirty, czy swetry są stosunkowo łatwe do składania, ale bluzy z kapturem, golfy, szerokie spódnice, czy sukienki z falbanami – tu nie ma tak lekko. Teraz zabierając się za składanie „czegoś trudnego” zastanawiam się jak doprowadzić to do formy prostokąta, jak najbardziej płaskiego i bez wybrzuszeń. Wielkość ostatecznego prostokąta dopasowujemy do rodzaju ubrania, a także rodzaju i grubości materiału, z którego jest wykonane. W „Tokimeko” znajdziecie naprawdę szczegółowe instrukcje.
Grube materiały, np. wełniane swetry nie lubią ciasnego składania i nie ma sensu na siłę składać ich w niewielki prostokącik. Bluzeczki czy szaliczki z cienkich, lejących materiałów – podobnie. Powinniśmy więc dopasować do tego późniejszy sposób ich przechowywania.
No dobra – ale staniki w szufladzie w taki sposób to po prostu MUSICIE sobie ułożyć! Ja przez całe życie (tzn. od momentu, gdy zaczęły mi być potrzebne :D) składałam je zawsze na płasko, przekręcając na środku i wkładając miseczkę w miseczkę. Nie wyglądało to zbyt ładnie i miałam wrażenie, że biustonosze się deformują. Nie róbcie tak!
Od jakiegoś czasu moja szuflada wygląda tak jak na ilustracji poniżej – staniki ustawione są w pionie i wyglądają jak na sklepowej wystawie. Możecie sobie myśleć, że zwariowałam, ale ja naprawdę uśmiecham się do siebie za każdym razem, gdy sięgam do tej szuflady.
W kolejnych rozdziałach przeczytacie o porządkach w kuchni, łazience, gabinecie i sypialni. Miejsce po miejscu, szuflada po szufladzie.
„Kardynalną zasadą przechowywania rzeczy jest zapełnianie przestrzeni w dziewięćdziesięciu procentach. Kiedy już wybrałaś rzeczy, które kochasz, to właściwym podejściem powinno być wypełnienie szuflad do momentu, w którym wyglądają na pełne, ale nie przepełnione.”
Na koniec przypominam jeszcze o zachowaniu odpowiedniego dystansu. Nie traktujcie każdego rozdziału i każdego zdania jak bezpośredniej instrukcji. Filtrujcie. Bierzcie dla siebie rozwiązania, które przypadły Wam do gustu, ignorujcie te, które wydają się być przesadą.
Pamiętajcie jednak proszę, że to nie jest książka dla każdego i musicie mieć to na uwadze, jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć. No bo kurczę – to jest jednak KSIĄŻKA O SPRZĄTANIU. Mój mąż parsknął śmiechem, gdy zobaczył w jakiej lekturze jestem zatopiona z takim zainteresowaniem w sobotni wieczór. Moja mama i teściowa nigdy w życiu nie sięgnęłyby po książkę o takiej tematyce, bo najzwyczajniej w świecie nie czują takiej potrzeby.
No a mnie… mnie to czytanie o porządkowaniu po prostu sprawia przyjemność. Nie zawsze mam wokół siebie porządek, lubię jednak czuć, że dokładnie wiem, co mnie otacza. Lubię dokładnie wiedzieć, gdzie które przedmioty się znajdują. Jeśli więc jesteście trochę takimi porządkowymi świrami jak ja i ciągle staracie się, by otoczenie w którym przebywacie cieszyło Wasze oczy, wspierało Waszą organizację i nie przeszkadzało w odpoczywaniu – „Tokimeko” powinno przypaść Wam do gustu… :)