Mam dla Was dzisiaj moją recenzję książki Richarda Carlson’a, pt. „Don’t sweat the small stuff”. Mimo długich poszukiwań nie udało mi się znaleźć jej wydanej w języku polskim. Natknęłam się na kilka bardzo pozytywnych recenzji na jej temat i uparłam się, że przeczytam ją i koniec kropka. Bez problemu znajdziecie w internecie ebooki, jeśli oczywiście nie jest dla Was problemem czytanie w języku angielskim.

„Don’t sweat the small stuff” jest czymś w rodzaju poradnika, a samo przesłanie jest już jasno określone w samym tytule, czy mniej-więcej: „Nie przejmuj się drobnymi sprawami, bo one są mało ważne; czyli proste wskazówki jak powstrzymać te drobne zmartwienia od wywierania wpływu na Twoje życie”. To moje baaardzo, bardzo luźne tłumaczenie tytułu, jeśli macie lepszą propozycję, to jak najbardziej się nią ze mną podzielcie.

Książka składa się ze 100 rozdziałów, będących radami na temat radzenia sobie z codziennością i najbardziej nawet błahymi sprawami. Zaczynamy od „Don’t sweat the small stuff”, „Make peace with imperfection”, spotykamy się z na pozór błahymi jak np. „Don’t interrupt others or finish their sentences”, a także „Ask yourself a question: will this matter a year from now?”. To tylko nieliczne z przykładów opracowanych rozdziałów.

Moje ulubione to: „Think of what you have instead of what you want” oraz „Become aware of your moods and don’t allow yourself to be fooled by the low ones”.

Przeczytałam ją z zapartym tchem, dostarczyła mi wielu cennych wskazówek na temat tego jak postępować w codziennych sytuacjach, jak odbierać innych ludzi, jak z nimi rozmawiać i jak radzić sobie z niepowodzeniami. To taki balsam dla duszy, sposób na poradzenie sobie z nagromadzonym, codziennym stresem. Często po przeczytaniu rozdziału raz czy dwa zaczynałam się zastanawiać: „to takie oczywiste, dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?”.

Zaletą książki jest to, że nie musimy czytać jej w całości, kartka po kartce, od początku do końca. Możemy po prostu losowo wybrać stronę czy rozdział i odnieść do swojego życia. Zwykle po przeczytaniu zaczynałam się zastanowiać po co robię tyle szumu wokół rzeczy, które zupełnie nie są tego warte.  Po co stresuję się staniem w korku w drodze do pracy, skoro nie jestem w stanie go przyśpieszyć; po co wkurzam się, kiedy ktoś zmieni mi moje plany na wieczór – czy to na prawdę takie ważne?; po co rozmyślam przez pół nocy nad usłyszaną od kogoś krytyczną lub głupią uwagą – co to zmieni?; po co przejmować się tym, że w jakiejś sytuacji zachowaliśmy się niewłaściwie lub ktoś krzywo na nas spojrzał – czy będzie to miało dla nas znaczenie za rok od tej chwili? Jeśli nie, to po co przejmować się w ogóle?

Wybaczcie chaos, ale ja w dalszym ciągu jestem pod wrażeniem tej ksiązki. Dodała mi otuchy i pozwoliła spojrzeć na wiele spraw w moim życiu z odpowiedniego dystansu.

I wiecie co jeszcze jest świetne? Że to tylko jedna z pozycji w całej serii! Są jeszcze: „Don’t sweat the small stuff in love / at work / for men / for woman / for teens / for moms / about money”. Jestem w trakcie czytania „…in love”, później zabieram się za pozycję o pracy.

Na prawdę gorąco polecam Wam tę książkę, jeśli czujecie, że czasem przez codzienne, mało istotne rzeczy ucieka Wam sprzed nosa coś ważniejszego.