Architektura wnętrz i studia na tym kierunku są stale obecnym tematem pytań trafiających do mojej skrzynki mejlowej. Kontynuując tę mini-serię odpowiem dzisiaj na trzy kolejne, interesujące Was kwestie.

Jeśli zastanawiasz się…

  • czy warto studiować architekturę wnętrz? czy jest to przyszłościowy kierunek?
  • czy pomimo tego, że nie umiesz dobrze rysować możesz myśleć o studiowaniu architektury wnętrz?
  • jak przygotować się do studiowania architektury wnętrz?

…to koniecznie zajrzyj do pierwszej części dotyczącej studiów AW. Znajdziesz tam odpowiedzi na powyższe pytania.

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że odpowiedzi udzielam wyłącznie na podstawie własnych doświadczeń z okresu pięciu lat studiów w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach (uczelnia prywatna) oraz kilku lat doświadczeń zawodowych.

Czy po studiach znajdę pracę? Na jakie mogę liczyć zarobki?

Najbardziej w otrzymywanych mejlach zadziwiają mnie te właśnie pytania. Rozkładam bezradnie ręce, no bo… serio – skąd mogę wiedzieć? To przecież zależy od tak wielu czynników, że nie wiem na ile akapitów musiałabym się rozpisać, by w pełni na nie odpowiedzieć. Spróbuję jednak krótko. Najważniejsze jest:

Czy będziesz dobry? Jak będą wyglądały Twoje projekty? Czy w efekcie zbudujesz dobre portfolio? Czy będziesz mieć swój własny styl? Czy będziesz mieć ogólną wiedzę na temat architektury wnętrz, trendów i rynkowych rozwiązań? Czy opanujesz umiejętność dobrej samoprezentacji? Czy będziesz mieć trochę… szczęścia? Czy zaakceptujesz fakt, że nic nie dostaniesz za darmo i musisz się mocno napracować?

Jeśli więc posiadając wiedzę, umiejętności zawodowe, ciekawe portfolio, umiejętność udowodnienia pracodawcy, że masz potencjał (czyli warto Cię zatrudnić), będziesz mieć w sobie pasję do tematu i chęć by ciągle się uczyć – to możliwe, że uda Ci się znaleźć pracę w zawodzie.

A ile w tej pracy zarobisz? No tak ogólnie rzecz biorąc, to niedużo. Przykro mi to pisać, ale  sytuacja wygląda najczęściej tak: na samym początku będzie musiała zadowolić Cię najniższa średnia krajowa lub znacznie mniej – jeśli nie zostaniesz zatrudniony na etacie, a u progu kariery to bardzo prawdopodobne. Później, po czasie, gdy wykażesz swoją przydatność zawodową, zarobisz trochę więcej, ale w dalszym ciągu niewiele, mimo wielu godzin i nadgodzin pracy (bo jeśli trzeba oddać projekt w piątek rano, to nie ma że boli, nie ma, że 23.00 i chciałoby się już wyjść z biura i iść do domu – nie, projekt musi być gotowy i skompletowany w piątkowy poranek). Chyba nie znam architekta, czy projektanta wnętrz usatysfakcjonowanego wysokością swoich zarobków… ;) Klienci indywidualni nie są świadomi zakresu projektu, jego czaso- i pracochłonności, oni po prostu chcą jak najmniej płacić i negocjują każde 100zł. Większość niestety wciąż ma takie wyobrażenie, że projektant tylko „cośtam” sobie poklika w tym komputerze, że to przecież nic wielkiego.

Jeśli przez cały okres studiów będziesz zajmować się tylko i wyłącznie samym studiowaniem, to może się okazać, że jesteś w sporych tarapatach. Pracodawcy poszukują wprawdzie takich jak Ty, po studiach, ale już z kilkuletnim z doświadczeniem. Prawda bowiem jest taka, że po pięciu latach nauki tak naprawdę bardzo, bardzo niewiele potrafisz i dopiero w praktyce masz możliwość ugruntować swoją wiedzę wyniesioną z uczelni. A najlepiej uczy się pracując z lepszymi od siebie – o ile będą oni mieli czas, by odpowiadać na twoje pytania i pomagać ci ogarnąć tematy, z którymi samodzielnie sobie nie radzisz. Jak już wspominałam, piszę na podstawie własnych doświadczeń. Naprawdę dużo nauczyła mnie moja pierwsza praca w studiu projektowym (już w trakcie II-go roku studiów) w gronie o wiele bardziej doświadczonych ode mnie koleżanek. Zaczynałam od kreślenia na komputerze ich własnych projektów, wprowadzania poprawek na rysunkach, czy budowania modeli 3D według wytycznych z projektu – a rok później kończyłam realizując już swoje własne. Zdobyte doświadczenie oceniam jako bezcenne. Musisz robić COŚ na studiach. Rób praktyki. Jeśli możesz – zaoferuj swoją pomoc za free. Staraj się być jak najbliżej lepszych od siebie.

Koniecznie przeczytaj komentarze pod poprzednim wpisem. To rzeczowe uwagi dające naprawdę dobre spojrzenie na to, jak wygląda obecna sytuacja na rynku pracy. Część osób narzeka i zastanawia się, czy to wszystko ma sens – a część pisze, że im się udało i że nie wyobrażają sobie innej pracy. Przeczytaj, jak wiele wymagało to od nich poświęcenia i jak bardzo są zdeterminowani, by odnieść sukces. Takie prawdziwe historie są dla mnie osobiście największą motywacją!

Jak było z moją pierwszą pracą? Jeśli Cię to ciekawi – zachęcam do obejrzenia filmu na moim kanale: „Studiowanie architektury wnętrz i moja pierwsza praca w zawodzie”. Od 15:26 jest konkretny fragment o pierwszej pracy.

 

Studia, a kursy z zakresu projektowania/dekorowania wnętrz.

To nie jest łatwy temat. Gdy ktoś, kto poświęcił 5 lub więcej lat na ciężkie (i kosztowne) studia słyszy, że jego konkurencją ma być osoba po „weekendowym kursie”, nazywająca się projektantem wnętrz – wierzcie mi, że szlag go jasny trafia.

I tutaj pojawia się pewna zastanawiająca mnie kwestia. Jak to jest, że znam wiele osób po studiach, które nigdy nie zaczęły nawet pracować w zawodzie, bo przekonane są, że wciąż wiedzą niewystarczająco dużo, wciąż nie są na to gotowe twierdząc, że sobie nie poradzą, że ich pomysły nie są wystarczająco dobre… I znam też kilka osób bez studiów, które skończyły kursy z projektowania wnętrz, pasjonują się wnętrzami, starają się ciągle uczyć, mają niesamowite pomysły – i z powodzeniem realizują kolejne projekty dla klientów? Bo oni nie skupiają się na tym, czego jeszcze nie wiedzą, tylko starają się jak najszybciej i jak najwięcej działać, dzięki czemu mogą się pochwalić sporym doświadczeniem. To prawda, są poważne projekty wymagające konkretnych specjalistów – ale też pewna ich część wymaga po prostu dobrej wizji, kreatywnego spojrzenia, wyczucia i doświadczenia.

Mam wrażenie, że jeśli ktoś ma „to coś” – wiecie o co mi chodzi, prawda? – to znajdzie drogę do zrealizowania się w swojej największej pasji. I choć sama będę zaczynać w październiku szósty rok moich studiów (szósty, a nie piąty, bo na mojej uczelni licencjat trwał 4 lata), to nie jestem przeciwnikiem kursów. Tylko musimy tutaj wziąć pod uwagę, że są różnego rodzaju usługi i różnego rodzaju pomoc, której będą poszukiwać nasi klienci. Jedni będą chcieli przeprowadzić tylko metamorfozę swojej sypialni, a inni będą potrzebowali kompleksowego zajęcia się projektem wnętrz nowo wybudowanego domu. W pierwszym wypadku świetnie sprawdzi się dekorator, w drugim – bez doświadczonego architekta wnętrz może być naprawdę ciężko. Pamiętajmy, że poszczególni klienci zainteresowani bywają znacznie różniącym się zakresem prac, pomocy i innego rodzaju usługami.

Czy warto korzystać z kursów dodatkowych, np. z obsługi programów do projektowania?

Na samym początku moich studiów zdecydowałam się na kurs z obsługi Archicada. Na uczelnianych zajęciach z komputerowego wspomagania projektowania nie nauczyłam się zbyt wiele i chciałam więcej. Wszystko dlatego, że tych godzin było po prostu zbyt mało, a opanowanie obsługi programu do projektowania zabiera naprawdę mnóstwo czasu. Każdy, kto miał do czynienia z bardziej skomplikowanymi programami zgodzi się ze mną, że nawet po wielu miesiącach nauki trudno jest w pełni ogarnąć ich możliwości i zakres… To trzeba również samodzielnie rozpracować, co sprowadza się najczęściej po prostu do długiego siedzenia po nocach. Zdecydowałam się na ten kurs, żeby poszerzyć swoją wiedzę (i otrzymać na to jakiś papierek), a przede wszystkim poczuć się pewniej, by szukając pracy w zawodzie być przyszłemu pracodawcy w jakikolwiek sposób przydatną… Kurs trwał kilka miesięcy i był dosyć kosztowny, więc aby go opłacić musiałam poprosić moją uczelnię o rozłożenie należności na raty. Po zapłaceniu czesnego i raty za kurs, z mojej wypłaty zostawało mi w ręce jakieś 100zł kieszonkowego. Wtedy mogłam sobie na coś takiego pozwolić, bo mieszkałam z rodzicami. Uważam, że w tamtym czasie to była naprawdę dobra inwestycja. Wszystkich pozostałych programów nauczyłam się sama, ale zajęło mi to znacznie więcej czasu. O wiele łatwiej jest zapytać swojego prowadzącego, jak coś zrobić i dowiedzieć się w kilka sekund, zamiast googlować dane zagadnienie, oglądać na YouTube kilka tutoriali, a później testować wypatrzone rozwiązania samodzielnie. Tego wszystkiego da się nauczyć, ale trzeba mieć na to czas. Podsumowując: jeśli masz mało czasu i posiadasz budżet na opłacenie lekcji/kursu/korepetycji – to tak, jak najbardziej warto. Szczególnie jeśli chodzi o tak skomplikowane zagadnienia jak np. 3ds Max, czy V-ray.

Papier z certyfikatem będzie fajnie wyglądał w portfolio, ale tak naprawdę istotne będzie to, co potrafisz. Nie robiłabym kursów wyłącznie po to, by móc pochwalić się ich ukończeniem. Trzeba wiedzieć po co się je robi i starać się wyciągnąć z nich jak najwięcej, by w pełni korzystać przy pracy ze zdobytej wiedzy i umiejętności.

To wszystko dzisiaj – pamiętajcie, że jeśli macie jakieś dodatkowe pytania, to piszcie! Postaram się na nie odpowiedzieć w części #3