W dzisiejszym wpisie pokażę Wam jak wygląda mój typowy, zwykły dzień. Bardzo podobne wpisy na blogu pojawiły się już dwukrotnie – w 2012 oraz w 2013 roku. Czas na kolejną edycję. Sama z zaciekawieniem prześledziłam co się u mnie zmieniło…
8:00 – 9:00
Wiem, że mam szczęście, bo na co dzień nie muszę korzystać z budzika. Jeśli w ciągu tygodnia na wczesny poranek mam jakieś plany, albo zajęcia na uczelni w weekend, to wiadomo – muszę go ustawić, bo na pewno bym zaspała. W zwyczajne dni wstaję wtedy, gdy się obudzę. Wiosną i latem było to na ogół o 7. Obecnie, gdy jest zimno, a na dworze jasno robi się o wiele później – budzę się koło 8.
Czas do 9 wypełniają mi różnego rodzaju domowe obowiązki i przygotowania. Myję włosy, robię sobie śniadanie, nastawiam albo składam pranie, zamiatam, ogarniam kuchnię… Wiadomo.
9:00 – 11:00
Siadam do komputera. Po ostatniej katastrofie z zalanym MacBookiem, na którego jestem obecnie trochę obrażona (żaliłam się Wam ostatnio) staram się oduczyć jedzenia i picia przy komputerze. W czasie pracy kubek herbaty, czy ulubionej Inki stawiam daleeeeko, na stoliku obok. Panicznie boję się kolejnego wypadku!
Na początku dnia staram się ogarnąć skrzynkę mejlową, moje social media i komentarze na blogu. Jest tego naprawdę sporo (bo oprócz bloga jest również mój sklep) i zajmuje mi to wszystko koło 2 godzin. Zerkam sobie w międzyczasie na prywatną tablicę na facebooku, sprawdzam szybkie newsy, oglądam nowe zdjęcia na Instagramie, zerkam na Snapchata i czasem też coś nagrywam. To przyjemne godziny, ale tak naprawdę „bycie na bieżąco” w sieci również jest elementem mojej pracy.
11:00
Różnego rodzaju spotkania i wszelkie wyjścia z domu planuję zawsze w okolicach 11-12. Przed wyjściem: fryzura, makijaż, spakowanie do torby laptopa i wszelkich potrzebnych gadżetów i… wybywam.
Wyjątkowo spostrzegawczy Czytelnicy z pewnością wypatrzyli u mnie na zdjęciach inny niż zwykle sprzęt. To ZenBook UX305, który otrzymałam od firmy ASUS do przetestowania. Muszę powiedzieć, że totalnie uratowali mi życie, bo funkcjonowanie bez własnego laptopa przez kilka tygodni było naprawdę ciężkie. W szczególności dla osoby, która bloguje, prowadzi własny, internetowy biznes i większość jej pracy odbywa się właśnie przed monitorem. Tomek miał naprawdę szczerze dosyć, gdy podsiadałam go przed jego komputerem – możecie sobie wyobrazić…
Jeśli danego dnia nie mam umówionych spotkań – zwykle robię w domu jakieś zdjęcia. Na przykład takie, jak w tym wpisie… :) Mój plan zdjęciowy zwykle znajduje się na biurku usytuowanym pod oknem. To jedyne jasne miejsce w całym mieszkaniu. Zawsze doświetlam sobie jego okolice styropianową blendą i fotografuję z góry stojąc na taborecie, usiłując jednocześnie zachować równowagę i nie spowodować jakiejś wielkiej katastrofy.
Mój plan zdjęciowy…
A tutaj efekt końcowy, czyli moje ostatnie niezbędniki, które praktycznie zawsze mam przy sobie.
12:00 – 16:00
Pomiędzy tymi godzinami zwykle załatwiam konieczne sprawy poza domem. Spotykam się wtedy z klientami, albo podwykonawcami, robię zdjęcia mieszkań, albo też zaszywam się w jakiejś przyjemnej kawiarni i spokojnie pracuję sobie przy laptopie. Lubię zmieniać miejsca pracy, bo siedzenie non stop w domu mnie demotywuje. Zdarza mi się zjadać coś poza domem i staram się ze wszystkich sił wybierać jak najbardziej zdrowo.
Każdą chwilę poza domem staram się wykorzystywać produktywnie – gdy zdarza mi się czekać gdzieś długo w kolejce, czy stać w korku – zawsze słucham wtedy audiobooków lub podcastów. Jeśli chcecie, to przygotuję osobny wpis na temat moich ulubionych rzeczy do słuchania.
Będąc na mieście staram się też przy okazji ogarnąć różnego rodzaju zakupy do domu i załatwić przy okazji jednego wyjścia najwięcej. Gdy zdarza mi się być w centrum Katowic, w okolicy Galerii – jest jeden sklep, którego nie potrafię ominąć: Tk maxx. Mają absolutnie najlepszy dział z notesami i biurowymi przyborami. Walczę ze sobą, by nie wychodzić z niego za każdym razem z pełnymi rękami.
Co kupiłam tym razem? Nie mogłam oprzeć się spinaczom do papieru w kształcie kokardek i karteczkom samoprzylepnym… takich jeszcze nie mam. Tacę ze zdjęcia upolowałam w Tesco. Ostatnio śmiałyśmy się z Paulą, że zawsze mamy pewną niezwykle skuteczną wymówkę… „przyda się do zdjęć”! ;)
Jeśli chodzi o wspomnianego wcześniej ZenBooka, to robi doskonałe pierwsze wrażenie – i na szczęście nie tylko pierwsze. To najładniejszy sprzęt, jaki kiedykolwiek widziałam, nawet ładniejszy od mojego MacBooka! Co do tego chyba nie muszę Was przekonywać, sami widzicie na zdjęciach. Jego ekran z przekątną 13,3 cala jest naprawdę cieniutki, a cały komputer niezwykle lekki (tylko 1,2 kg). To idealny sprzęt dla osoby, która często pracuje poza domem, ponieważ noszenie go ze sobą w żadnym wypadku nie jest uciążliwe. W komplecie z komputerem otrzymujemy eleganckie etui, co jest bardzo miłym akcentem, bo nie musimy wydawać na nie dodatkowych pieniędzy.
A jak mi się pracowało na ZenBooku? Na początku BARDZO dziwnie ze względu na inny system operacyjny. Po jednym dniu pracy na szczęście się przyzwyczaiłam i mogłam docenić jak przyjemnie i płynnie wszystko w nim śmiga. Producent chwali się jego wydajnym i szybkim procesorem i tego nie można ZenBookowi odmówić.
Niezwykle ważny był dla mnie fakt, że jego bateria trzymała równie długo, co w moim starym laptopie. Jestem przyzwyczajona do tego, że komputer daje radę działać przez 8-10 godzin bez zasilacza, co jest znaczącą zaletą, kiedy zdarza się pracować na mieście. Albo na uczelni – na mojej nigdy nie ma wolnych gniazdek, wszyscy muszą walczyć o dostęp do prądu. Ja na szczęście nie :)
16:00 – 17:00
Pomiędzy tymi godzinami robię sobie coś w rodzaju przerwy obiadowej. Albo przygotowuję coś sama w domu, albo jem u rodziców, a czasami przywożę do domu coś gotowego.
17:00 – 22:00
Ten czas zależy od rodzaju i ilości rzeczy jakie mam do zrobienia. Są dni, kiedy ostro pracuję przez calutkie 4-5 godzin z kolacją zjedzoną na szybko gdzieś w międzyczasie. Wtedy na przykład piszę, obrabiam zdjęcia wykonane na zleceniach fotograficznych, pracuję nad jakąś metamorfozą, przygotowuję grafiki na bloga lub Instagram, odpowiadam na mejle, które przyszły w ciągu dnia, zajmuję się sklepem… Różnie.
Teraz w weekendy dodatkowo zaczęła mi się uczelnia, więc w tych godzinach będę musiała gdzieś wcisnąć bieżącą pracę nad projektami pomiędzy sprawy związane ze studiami. A w piątki i soboty pewnie jak zwykle będę musiała urządzać sobie „nocki” przy projektowaniu.
W inne, luźniejsze dni spędzam czas bardziej lajtowo, czyli coś tam popiszę, poprzeglądam blogi, obejrzę filmy na YouTube. Dodatkowo, co drugi dzień, staramy się z Tomkiem wieczorami biegać, zaczęłam też chodzić na jogę. No i zawsze pozostają jeszcze zwykłe obowiązki domowe, pranie, sprzątanie, odkurzanie itp. Te wszystkie dni niby są podobne, a jednak zupełnie inne… :)
22:00 – 00:00
Dwie godziny do północy to czas, kiedy już wyłącznie się obijam. Biorę długą, rozgrzewającą kąpiel (to ponoć niezdrowe, ale nie potrafię sobie odmówić tej przyjemności), czytam, czasem oglądamy z Tomkiem jakieś seriale. Ostatnio zaczęliśmy oglądać Banshee na HBO – totalnie się wkręciłam, polecam!
Koło północy zwykle zasypiam, czyli na ogół mam przed sobą 8 godzin snu, co jest dla mnie sytuacją idealną. O 8 rano następnego dnia budzę się wypoczęta, tylko motywacja do wyjścia z pod ciepłej kołderki jesienią i zimą jakaś taka mniejsza… :)
Jak widzicie – w moim planie dnia – praca totalnie przeplata się z czasem wolnym, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie przeszkadza dzisiaj – a jeśli kiedyś zacznie, po prostu to zmienię. Czasem żałuję, że nie mogę np. o 17 zamknąć laptopa i mieć wolny czas, ale… To oznaczało by, że muszę zawsze, bez wyjątku zasiadać przy nim o 8, czy 9. A ja lubię swoją wolność i to, że w ciągu dnia mogę zrobić szybkie zakupy, załatwić wizytę u lekarza, gdy źle się czuję zostać w łóżku lub wyjść na spacer w piękny dzień.
Zdaję sobie sprawę, że obecny harmonogram w przyszłości będzie musiał ulec zmianie, ale na dzień dzisiejszy dobrze się sprawdza. Taki tryb dnia pasuje do naszego wspólnego funkcjonowania z Tomkiem. On zwykle długo pracuje, a po powrocie do domu ma też sprawy do zrobienia on-line, więc ten układ w pełni nam odpowiada.
Usiłowałam policzyć ile godzin w ciągu dnia zajmuje mi konkretnie sama praca, ale jest to bardzo trudne, bo czasem nie do końca wiem jak zdefiniować co jest u mnie pracą, a co nią nie jest. Sądzę, że jest to jakieś 8-12 godzin, w zależności od dnia. Czasem będą to trzy godziny, innego dnia 14. Z tego co widzę/czytam/rozmawiam, to u wielu freelancerów i osób prowadzących własne biznesy wygląda to podobnie.
No to wszystko już wiecie :) Ciekawa jestem, czy macie swoje stałe godziny pracy, których bezwzględnie przestrzegacie, czy może wygląda to u Was podobnie jak u mnie?
Wpis powstał przy współpracy z marką ASUS.