Bo w tym roku nic nie postanawiam. W 2013 planuję i stawiam przed sobą cele :) Postanowienia z reguły mają bardzo słabą skuteczność i krótki okres przetrwania. A ja nie chcę „liczyć na to, że się uda”, tylko to po prostu zrobić!
Nowy Rok przyszedł w idealnym momencie, właśnie wtedy, gdy zbieram siły i czuję, że to mój czas. Mam ogromną motywację, wielki power i czuję, że nie ma rzeczy niemożliwych. Bo nie ma, prawda? :) Starczy narzekania na nie odpowiadającą w 100% obecną sytuację, trzeba ją po prostu zmienić, a tyczy się to wszystkich dziedzin życia.
Wracając do tematu – mam przed sobą cele, które rozłożyłam sobie na czynniki pierwsze i wiem co po kolei mam robić. Bardzo chciałabym móc poświęcać blogowi więcej czasu i aktualizować go codziennie. Wiele z blogów, które odwiedzam codziennie dostarczają dawkę nowych, wartościowych informacji, ale czuję, że na tą chwilę jeszcze nie jestem w stanie temu podołać. Moje optimum to jakieś 4-5 razy w tygodniu – obiecuję, że dam z siebie wszystko :)
Kolejna sprawa to język angielski, którego uczę się przez całe życie i nauczyć nie mogę. Coraz więcej polskich blogów zaczyna publikować w języku angielskim i to również stało się moim celem: nauczyć się języka na takim poziomie, aby móc go swobodnie używać w mowie i piśmie bez obawiania się o kompromitację. Jaki mam plan? Rozważam interaktywny kurs (etutor lub supermemo) oraz przede wszystkim KONWERSACJE, możliwe, że przez Skype. A druga sprawa, to pisanie – muszę Wam polecić pewną genialną stronę, nazywa się „lang-8” i służy do doskonalenia języka pisanego. Tworzymy tam swoje posty w języku, którego się uczymy, a native speakerzy nam je poprawiają, tłumaczą gdzie jest błąd i dlaczego. Sprawdziłam, rewelacyjna sprawa.
Wypadałoby również wspomnieć o moim nieszczęsnym dyplomie… oj, chciałabym to już mieć za sobą ;)) Ze wszystkich sił muszę postarać się obronić w pierwszym możliwym terminie, aby nie przedłużać tego fantastycznego doświadczenia bycia studentem zaocznym… (dla niewtajemniczonych – studiuję architekturę wnętrz ;)).
Wspominając o podróżowaniu „na miarę moich możliwości” mam na myśli zwykłe wypady poza miejsce zamieszkania… piknik kilkadziesiąt kilometrów za miastem, jednodniowe zwiedzanie położonego nie aż tak daleko miasteczka – i chciałabym „podróżować” przynajmniej raz w miesiącu. Mam nadzieję, że wszystkie pójdzie zgodnie z planem i już niedługo będę mogła się podzielić z Wami relacją „z wycieczki”.
A co do planów „biznesowych” – usłyszycie o nich już niedługo, działam na najwyższych obrotach, przygotowania trwają i praca wre!
Brakuje mi tylko jednego. CZASU. Pocieszam się jednak, że doba dla wszystkich ma tyle samo godzin. I chociaż czasami myślę, że może wzięłam na siebie zbyt dużo, to liczę na to, że w końcu to minie. Cały tydzień czekam na sobotni poranek, gdy akurat nie będę miała zajęć na uczelni, żeby przygotować nowe zdjęcia na bloga, bo te w sztucznym oświetleniu wychodzą fatalnie. Sami widzicie :D Zima jest bezlitosna, przed pracą jest jeszcze ciemno, a po pracy już dawno słońce zaszło. Jedno macie jak w banku, nie przestanę, bo to uwielbiam, a blogowanie (zbyt!) mocno uzależnia! :))
Znowu rozpisałam się zdecydowanie bardziej niż miałam w zamiarze :) Do usłyszenia niedługo!