Jeśli regularnie zdarza Ci się ignorować to, co sobie zaplanowałaś. Jeśli rozpisujesz wszystko w swoim plannerze i kalendarzu, a później nawet nie chce Ci się tam zaglądać. Jeśli zaczynasz tracić wiarę w sens planowania i tracić też wiarę w siebie, skoro tak często zdarza Ci się nie dotrzymać tego, co zaplanowałaś… To ten wpis przygotowałam z myślą o Tobie :)
Bez przydługich wstępów i owijania w bawełnę – pozwolę sobie od razu przejść do sedna.
Najprawdopodobniej po prostu niewłaściwie do tego planowania podchodzisz i nie traktujesz samej siebie wystarczająco poważnie.
Jeśli zdarza Ci się ignorować to, co zaplanowałaś – prawdopodobnie już na etapie tworzenia tych planów po prostu w nie… nie wierzyłaś. Trochę bujałaś w obłokach, myśląc o swoim idealnym życiu, które wydarzy się już jutro, w przyszłym tygodniu, po nowym roku. Naturalnie, że pójdziesz trzy razy w tygodniu na siłownię! Wysprzątasz calutkie mieszkanie w wolną sobotę! Codziennie ugotujesz nowy, pyszny obiad. Będziesz się uczyć angielskiego codziennie rano, trzeba umieć angielski, wszyscy potrafią angielski!
Jeśli Twój stan aktualny jest tak bardzo odmienny od tego, co zaplanowałaś sobie na następny dzień, tydzień i miesiąc, to powinna Ci się od razu zapalić ostrzegawcza lampka.
Wprowadzanie dużych zmian jest trudne, ale nie jest niemożliwe. Jednak niewielkie jest prawdopodobieństwo, że ta zmiana zostanie z Tobą na dłużej i nie porzucisz jej po tygodniu… lub co gorsza – bywa, że nawet się za jej wprowadzenie nie zabierzesz.
Kiedy przeprowadzasz sobie tygodniową optymalizację i zastanawiasz się…
- Co chciałabym ZACZĄĆ robić w przyszłym tygodniu?
- Czego w przyszłym tygodniu chciałabym robić WIĘCEJ?
- Co chciałabym w przyszłym tygodniu KONTYNUOWAĆ?
- Czego chciałabym w przyszłym tygodniu robić MNIEJ?
- Co chciałabym w przyszłym tygodniu PRZESTAĆ robić?
…to pamiętaj, że START i STOP są zawsze najtrudniejsze. Dużo łatwiej jest realizować te wszystkie WIĘCEJ, MNIEJ i kontynuować to, co robisz już teraz. Bo TO już robisz i musisz TO albo zredukować, albo rozszerzyć, albo robić TO dokładnie tak, jak robisz do tej pory.
Miej na uwadze metodę małych kroków i spróbuj zacząć wprowadzać zmiany stopniowo, a nie w formie zrywu, robiąc kompletną rewolucję. Czy nie wydaje Ci się to po prostu łatwiejsze?
Ucisz ten irytujący głos w Twojej głowie, który ciągle Ci dopieprza, że za mało, że to się zupełnie nie opłaca. Że dasz radę więcej, no heloł. Że jak już robić, to robić idealnie i dać czadu na maksa!
Nie. Nie traktuj swoich planów jako romantycznego opisu Twojej idealnej przyszłości, ale jako bezlitośnie realne ZOBOWIĄZANIE. Po co, do licha, zakładasz, że 4 razy w tygodniu pójdziesz na siłownię, jeśli zakupiony karnet jest głównie Twoim wyrzutem sumienia, płacisz za niego i niemal wcale nie korzystasz? No, może maksymalnie te 2 razy w miesiącu?
Po co zakładasz, że będziesz codziennie przez pół godziny rano uczyć się hiszpańskiego, jeśli już w momencie postanawiania zdajesz sobie sprawę, że to raczej mało prawdopodobne, aby się wydarzyło?
Jaki sens ma zobowiązywanie się do diety 1600 kalorii, jeśli aktualnie nie gotujesz, w domu masz pełne szuflady słodyczy i innej przetworzonej żywności i nie robi Ci większego problemu pochłonięcie 3 tysięcy kalorii na kolację?
No dobra, co zatem robić, skoro planowanie tego wszystkiego nie ma najmniejszego sensu?
Chodzi o to, aby stworzyć dla samej siebie SUKCESY. Takie małe, najmniejsze sukcesiki, dzięki którym poczujesz, że jakoś Ci to wszystko „idzie”, że powoli, ale jednak pchasz „to wszystko” do przodu, że nie chce Ci się jak jasna cholera, ale jednak robisz, bo kiedy mówisz, że zrobisz, to zrobisz, bo jesteś słowna, konsekwentna i nie rzucasz słów na wiatr.
Gdy zaczynasz cokolwiek planować zadaj sobie pytanie o najmniejszą część zadania, co do której jesteś totalnie, absolutnie pewna, że jesteś w stanie ją zrealizować.
Czy jesteś w stanie zobowiązać się i dotrzymać przed sobą zobowiązania, że:
- Codziennie nauczysz się 3 nowych słówek w aplikacji do nauki języków na Twoim telefonie? (Potem pobierasz sobie na telefon aplikację do nauki języków, ustalasz codzienną liczbę nowych słówek na 3, a nie 30, jak proponuje Ci aplikacja, abyś jak najszybciej osiągnęła efekty, ale Ty już zaczynając wiesz, że te 30 słówek dziennie to nauczysz się maksymalnie przez trzy, no może cztery kolejne dni, a potem będziesz ignorować przez miesiąc wyskakujące powiadomienia „Czas na naukę! 30 słówek czeka! Do roboty! Ciśnij ciśnij ciśnijjjjjj!!!”.
- Na jeden z posiłków w ciągu dnia zjesz pełną świeżych warzyw sałatkę, albo codziennie na śniadanie wypijesz koktajl?
- Codziennie wybierzesz się na 10 minutowy spacer, a wracając z niego wejdziesz na piąte piętro schodami, zamiast wjeżdżać windą.
Dlaczego tak, a nie od razu 30 minutowa lekcja, godzinny trening obwodowy na maszynach i zbilansowany jadłospis każdego dnia w Fitatu? Dlatego, że to przepis na porażkę, jeśli takie zobowiązanie to Twoje „zacząć” albo „przestać”. Każda kolejna porażka podcina Ci skrzydła i zniechęca do dalszych działań. Sprawia, że odrobinę stracisz wiarę w składane sobie samej obietnice.
Dlatego zachęcam Cię do zaplanowania sobie w przyszłym tygodniu SUKCESÓW, które napędzą Cię do dalszego działania.
Gdy już przez pewien czas, powiedzmy przez tydzień, będziesz robić te 3 słówka dziennie, jeść sałatki i spacerować wokół bloku bez większego trudu i będziesz mieć niedosyt, poczucie, że dasz radę i chcesz więcej, to trochę przykręcisz sobie śrubkę. 3 słówka rozszerzysz do 5, po powrocie ze spaceru i wejściu po schodach zaszalejesz i zrobisz 10 przysiadów i może nawet z 10 brzuszków, a podjadane wieczorem chipsy trochę zredukujesz ilościowo, postarasz się, aby paczka wystarczała Ci nie na jedno posiedzenie, ale na dwa.
Bardzo fajnym i stosunkowo prostym postanowieniem jest zjadanie wszystkich posiłków z talerzy. To taki wstęp do późniejszej redukcji porcji – czyli nie prosto z paczki, ale z miseczki.
No i co o tym wszystkim myślisz? Spróbujesz?
Jakie małe sukcesy osiągniesz w nadchodzącym tygodniu? Daj znać w komentarzach! :)