To, czego przede wszystkim nauczyłam się o pracy w domu to to, że nie jest łatwo. Że nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać na początku. Że trzeba się zmagać z przeszkodami, które nie dotyczyły nas wcześniej. Temat rozpoczęłam już w jednym z poprzednich postów, dzieląc się z Wami moimi przemyśleniami na temat pracy na etacie vs. pracy na własny rachunek. Codziennie uczę się czegoś nowego i o tym właśnie będzie dzisiaj.

 

Dowiedziałam się, że:

Jeśli nie odetnę się na jakiś czas od mediów społecznościowych, to najprawdopodobniej połowę czasu zamiast pracować przegadam z jakimś znajomym. I jeszcze będę sobie wmawiać, że odnawianie starych znajomości jest przecież równie ważne :) Bo jest, ale nie w każdym momencie.

Jeśli nie „wyszykuję się” na 100% do godziny np. 9 rano, to układanie włosów, makijaż i cała reszta atrakcji zabierze mi przynajmniej dwa razy więcej czasu w ciągu dnia, niż zabrać powinno. Mogę się ogarnąć w 30 minut, a nie rozciągać to na 4 godziny.

Jeśli nie narzucę sobie rygoru typu „teraz przez dwie godziny zajmuję się zdjęciami/przygotowuję prezentację” – i nie zajmuję się niczym więcej!… Nie odbieram telefonu! Nie rozmawiam z nikim na fejsie! To najprawdopodobniej stracę dobre pół godziny na rozmowy przez telefon z koleżanką, lub odpowiadaniu na przychodzące na bieżąco mejle. Na odpowiadanie na mejle będzie osobny czas.

Jeśli nie zaplanuję sobie rano/dzień wcześniej tego, co mam danego dnia zrobić, to najprawdopodobniej zalegnę na stanowczo zbyt długo przed telewizorem, oglądają „Przepis na życie” lub, o zgrozo, powtórki „Wawa non stop”. Przecież nie chcę się czuć zażenowana sobą i tym, co właśnie obejrzałam.

Jeśli przygotuję sobie listę zadań do wykonania, to najprawdopodobniej uda mi się zrealizować jej połowę, lub 3/4. Ale nie powinnam być na siebie o to zła, bo to i tak dwa lub trzy razy więcej, niż udałoby mi się zrobić bez niej.

Jeśli to, czy zabiorę się za jakąś sensowną pracę będę uzależniać od swojego nastroju czy nastawienia, to najprawdopodobniej do niczego nie dojdę, bo ludzie, którzy osiągnęli sukces pracowali więcej niż inni i to nie tylko wtedy, gdy mieli do tej pracy ogromną motywację. I wstawali wcześniej, niż inni. Może kiedyś :D

– Jeśli mi się nie chce, to musi mi się zachcieć, muszę się po prostu zmusić. Aaaauuuuć.

Jeśli tak napraaawdęęę baaardzooo mi się nie chce, to jeśli się zmuszę i przebrnę przez „krytyczną granicę niechcenia”, to zaraz za nią czekają nowe pokłady motywacji i siły, trzeba tylko mieć tą świadomość, że one tam są. Serio, są. Tylko spróbujcie przetrwać ten moment!

Jeśli nie postawię koło siebie butelki z wodą i szklanki, to najprawdopodobniej będę wypijać kawę za kawą, dla zabicia głodu, aż zacznie boleć mnie żołądek. I głowa, z odwodnienia. I paradoksalnie – będę jeszcze bardziej senna.

– Jeśli nie przygotuję sobie z wyprzedzeniem czegoś zdrowego do zjedzenia/nie będę miała pod ręką zdrowej przekąski, to najprawdopodobniej zapcham się krakersami, bo nie będzie mi się chciało zajmować w kuchni czymkolwiek bardziej skomplikowanym, niż otwarcie paczki z ciastkami. Wyrzuty sumienia gratis.

Praca w domu - Design Your Life

Jeśli nie przygotuję sobie kilku blogowych postów na zapas, to najprawdopodobniej przez połowę tygodnia na blogu będzie cisza (a w weekend to już na pewno), bo mimo przekonania, że nowego posta napiszę w czasie chwili przerwy w kawiarni czy na zajęciach w szkole, to… to się nie wydarzy.

– Jeśli nie zrobię sobie raz na jakiś czas dnia całkowicie offline, to będę miała wrażenie, że zaraz oszaleję i przestaję ogarniać wszystko, co się wokół mnie dzieje.

– Jeśli nie nauczę się pracować systematycznie, to będę wiecznie niewyspana i będę nieustannie zarywać kilka nocy przed dniem oddania jakiegoś zlecenia/projektu.

Jeśli nie położę się koło 23-24, to nie będę w stanie wstać o 7 rano…

Jeśli nie wstanę przed 8, to przez cały poranek będę robić wszystko w pośpiechu i z uczuciem, że zmarnowałam mnóstwo cennego czasu.

– Jeśli nie będę w trakcie pracy zapisywać na bieżąco myśli i pomysłów, które przyjdą mi do głowy (a propos tego, co np. mogę zrobić później, jakiego posta stworzyć, do kogo zadzwonić, z kim się umówić na spotkanie itp.), to najprawdopodobniej o nich zapomnę. Ale trzeba je zapisywać, a nie na bieżąco się nimi zajmować, bo to kolejna pułapka, grożąca rozproszeniem.

– Jeśli nie zacznę danego dnia od największej i najważniejszej rzeczy do zrobienia (która niestety najczęściej jest również tą najmniej przyjemną), to najprawdopodobniej jej nie zrobię, lub będę musiała zarwać noc, by ją zrobić. Nie wiem, czy kiedyś to do mnie dotrze.

Praca w domu - Design Your Life

Po przejrzeniu moich wniosków pomyślałam, że dotyczą one nie tylko pracy w domu. Część z nich pasuje do pracy w ogóle. Jeszcze mnóstwo nauki przede mną… W chwili obecnej moim największym problemem stała się motywacja. Zgubne okazuje się być myślenie, że tak naprawdę, to ja nic nie muszę. Że po prostu wybieram, by wszystko to robić. No nic. 3majcie za mnie kciuki :) Zaplanowałam mnóstwo postów na ten tydzień i mam nadzieję, że uda mi się je wszystkie zrealizować!

Życzę Wam wszystkim udanego tygodnia!