Czytniki ebooków weszły na polski rynek jakiś czas temu, ale bez większego huku. Pierwszy raz usłyszałam o nich jakieś dwa lata temu we vlogach na youtube, gdzie dziewczyny z USA i Wielkiej Brytanii opowiadały o swoich Nook’ach i Kindle. Rok temu w Londynie zobaczyłam w metrze dziewczynę czytającą książkę na Kindle i strasznie jej pozazdrościłam :) – i dzięki temu pół roku później dostałam swój własny czytnik w urodzinowym prezencie. Od tej pory towarzyszy mi każdego dnia i nie pozwala na wymyślanie takich wymówek jak „Poczytałabym, ale nie zabrałam ze sobą książki”, „Nie lubię czytać ebooków na ekranie laptopa” czy „Brakuje mi czasu”. Czasu wcale nie przybyło, ale w jakiś magiczny sposób jestem go w stanie więcej na czytanie wygospodarować.

Posiadam wersję podstawową, tzw. classic, którą możecie zobaczyć tutaj. Jest to wersja z przyciskami do przewijania stron oraz z ekranem bez wbudowanego podświetlenia. Mój Kindle jest najskromniejszym typem z obecnie dostępnych, jednak w 100% zaspokaja moje lekturowe potrzeby. Kindle Paperwhite ma dotykowy ekran i podświetlenie, czyli udogodnienia, które oczywiście bardzo chciałabym mieć – jednak mogę bez nich żyć, szczególnie, że kosztują nas one dodatkowe 100$, a doliczając podatki i inne opłaty nawet więcej. Kindle traktuję po prostu jako elektroniczną książkę – a jego ekran do złudzenia przypomina papierową stronę (zobaczcie na zdjęciu poniżej). Czytać po ciemku nie możemy, ale to podobno nawet lepiej, bo mniej męczy to oczy – szczególnie gdy ktoś czyta na prawdę sporo. Nie powiem, że nie przygarnęłabym Paperwhite’a z podświetleniem, chociaż może nawet chętniej przygarnęłabym jakiś konkretny tablet, na którym mogłabym czytać po ciemku.

Bardzo podoba mi się to, że Kindle łączy się z internetem i wszystkie nasze książki (zarówno te kupione na Amazon.com jak i np. pdfy, które samodzielnie wgramy czy wyślemy mejlem na swój czytnik) przechowywane są w tzw. chmurze. Na swoim iPhone posiadam aplikację Kindle, dzięki której mam dostęp do swoich książek dokładnie w tym miejscu, w którym skończyłam lekturę na czytniku. Czytanie na ekranie telefonu do najwygodniejszych nie należy, ale zapewniło mi ratunek w kilku długich kolejkach do lekarza, gdy akurat nie miałam ze sobą Kindle. Uwielbiam to, że większość urządzeń automatycznie synchronizuje się ze sobą.

Nie kupowałam mojego Kindle samodzielnie, tak więc nie poradzę Wam dokładnie gdzie go możecie kupić. Kilka osób sygnalizowało mi, że w ostatnim czasie są kłopoty z wysyłką zamówień z Amazon.com do Polski, ale z ciekawości sprawdziłam Kindle na Ceneo i źródeł jest mnóstwo, tak samo jak na Allegro.

Jeśli szukacie artykułów bardziej rzeczowych niż moje refleksje na temat posiadania Kindle, znajdziecie je np. na stronie Świat Czytników, która jest prawdziwą skarbnicą wiedzy. Znalazłam na niej odpowiedzi na wszystkie moje pytania i wątpliwości – np. jak wgrać ebooki na czytnik, jak dostosować format posiadanych pdfów, aby prawidłowo wyświetlały się na Kindle i tak dalej. Na prawdę warto zajrzeć :)

Czy Kindle jest dla Was? Jeśli dużo czytacie, to na pewno tak. Docenicie możliwość przechowywania setek książek w jednym miejscu i posiadania ich zawsze ze sobą. Docenicie lekkość tego urządzenia – dzięki Kindle biografię Job’sa mogłam sobie czytać w łóżku leżąc na plecach, co nie byłoby możliwe przy wydaniu papierowym ;) Docenicie jego gabaryty, bo zajmuje niewiele miejsca i prawie zawsze możecie go mieć ze sobą, przy czym jego wielkość jest optymalna nawet do wielogodzinnego czytania. Docenicie fakt, że jego wyświetlacz jest jak kartka papieru i nasze oczy odbierają go w taki sam sposób, nie męcząc wzroku. Jeśli nie czytacie dużo, ale chcielibyście czytać więcej to również go docenicie, bo ja jestem właśnie tym drugim przypadkiem. Bo zaczęłam czytać o wiele, wiele więcej. Dlatego, że mam go zawsze w torebce – a także w dużej mierze dlatego, że dał mi błyskawiczny dostęp do wielu pozycji z Amazon.com, które zawsze chciałam przeczytać, ale nie miałam możliwości (jak np. „Don’t sweat the small stuff”, którą recenzowałam tutaj – swoją drogą chyba muszę wrócić do pisania recenzji).

Dwa powyższe zdjęci pochodzą ze strony producenta, reszta zdjęć mojego autorstwa.

Aha, i uprzedzając podejrzenia o reklamę – to nie jest post sponsorowany, tylko w 100% osobiste zdanie na temat tego urządzenia, za które nie otrzymuję żadnego wynagrodzenia. Jeśli któryś z postów będzie reklamą z pewnością Was o tym poinformuję.

Jeśli macie jakieś pytania na temat Kindle, to oczywiście piszcie, odpowiem na wszystkie, jeśli oczywiście będę znała odpowiedź. Nie sposób opisać wszystko co mogłoby Was zainteresować w tym jednym poście.

Może zainteresują Cię również: moja recenzja książki „Don’t sweat the small stuff” albo zbiór lektur idealnych na jesienne wieczory?