Sobota, 2 kwietnia 2016. Nie mogę uwierzyć, że minęły już 4 lata! Jak to wszystko się zaczęło? Jak wyglądało moje życie zanim zaczęłam blogować? Próbowałam sobie ostatnio przypomnieć, czym zajmowałam się w wolnym czasie i… co robiłam siedząc przed kompem, nim stałam się częścią tej blogosfery ;)

Z Facebooka korzystałam wówczas sporadyczne – czasem porozmawiałam z kimś znajomym, albo wrzuciłam link do pięknego projektu mieszkania, który znalazłam gdzieś w sieci. Nie opowiadałam o swoim życiu, nie publikowałam zdjęć, a samo konto założyłam tylko po to, by wziąć udział w konkursie na najpiękniejszy projekt płytki do wykończenia wnętrz.

Już wtedy regularnie śledziłam wiele blogów, ale nie pamiętam „kogo” dokładnie czytałam. Zaglądałam na blogi lifestylowe, modowe, podróżnicze i kulinarne.

Jedna strona, od której wszystko się zaczęło

Była jednak taka jedna strona, od której wszystko się zaczęło. Tak bardzo zapragnęłam posiadać podobne miejsce w sieci. Co to za blog? Nigdy byście się nie domyślili… To była strona Lauren Conrad. Nie mam pojęcia dlaczego akurat ta. Nie zaglądałam tam od kilku lat, ale wtedy bardzo mocno mnie zainspirowała. U Lauren można było poczytać o modzie, o urodzie, o gotowaniu, urządzaniu wnętrz. Zaczęłam sobie rozmyślać, jak bardzo super byłoby prowadzić taką własną stronę o wszystkim tym, co najbardziej mnie interesuje. Aż tu nagle, ni z tego ni z owego… dotarło do mnie, że przecież faktycznie MOGĘ to zrobić!

Macie tak czasem? Wiecie, że coś jest, istnieje, podoba się Wam, myślicie, że super byłoby to mieć, czy robić… Aż tu nagle SZOK. Dociera do Was, że tak naprawdę nic nie staje na przeszkodzie by to mieć, czy zrobić. Wiadomo, że trzeba będzie poświęcić na to trochę czasu, energii i pieniędzy… Ale właściwie – dlaczego nie?!

Alina Moskwa - Designyourlife.pl

Tak samo miałam z moim pierwszym iPhonem – to był model 3G. Rok 2009 czy 2010, byłam wtedy na pierwszym roku studiów. Kupił go sobie mój brat, a ja tak bardzo, bardzo mu zazdrościłam! Oglądałam go sobie w sieci, myślałam o tym, jak bardzo chciałabym go mieć… Ależ ze mnie ofiara skutecznego marketingu marki :) Mój brat zapytał mnie wtedy – to czemu go sobie nie kupisz? Nie wiem, co takiego wyjątkowego było w jego pytaniu, ale w tym momencie załapałam, że w sumie to faktycznie MOGĘ go sobie kupić. Po roku pracy na etacie udało mi się zebrać na koncie trochę oszczędności i tylko ode mnie przecież zależy na co je przeznaczę… Będę trochę spłukana przez najbliższe miesiące, ale w końcu „po coś” zarabiam te pieniądze, więc jak się tak trochę głupio uprę, to wymarzony iPhone może być mój.

Kolejna podobna sytuacja miała miejsce ciut ponad dwa lata temu. Zafascynowana blogami podróżniczymi czytałam o kolejnych przygodach moich ulubionych blogerów – Życie Jest Piękne, Adamant Wanderer. Śledziłam też relacje z podróży Moniki z Black Dresses. Nie pamiętam kiedy dokładnie to wynikło – czy w jakiejś rozmowie, czy w komentarzach pod wpisem. Dowiedziałam się, że Monika podróżowała sama. ALE JAK TO… SAMA? Tak całkiem sama?! Ale super, ja też chcę! Hmm, skoro nikt nie ma czasu, ani pieniędzy na to, żeby wybrać się ze mną, to… Tego samego wieczora zabukowałam tani lot do Rzymu i zaczęłam rozglądać się za niedrogim noclegiem. Relację z mojego wyjazdu do Rzymu w pojedynkę mogliście śledzić na blogu. Niektórzy do dziś mi nie wierzą, że byłam tam naprawdę sama :)

Ja też MOGĘ? Poważnie?!

Uwielbiam te momenty „olśnienia”. Nie wiem dlaczego odkrycie, że „ja też mogę” pojawia się w formie takich przebłysków. Tak jakbym na co dzień gdzieś w głowie sama ciągle się ograniczała i uważała za gorszą od innych. Uwielbiam te chwile, w których nagle dociera do mnie, że tak naprawdę mogę wszystko, jeśli tylko będzie mi na tym czymś zależało.

Okej – ale wracając do tematu blogowania…

…co było dalej, jak już mnie OŚWIECIŁO?

Zrobiłam dokładne rozeznanie. Obejrzałam sobie jak wyglądają różne polskie blogi i stwierdziłam, że… TAK TO JA NIE CHCĘ. Nie chcę zakładać bloga na darmowej platformie i mieć taki sam kiepski szablon, jak wszyscy. Doszłam do wniosku, że samej mi się to wszystko raczej nie uda, więc zwróciłam się o pomoc do mojego znajomego z liceum, Tomka, który zajmował się robieniem stron internetowych. Teraz już zajmuje się zupełnie czymś innym, ale zdałam sobie sprawę kilka dni temu, że jest On w pewnym sensie Ojcem Chrzestnym mojego bloga :) Aha, dla jasności – to nie mój narzeczony Tomek, to inny Tomek.

Spotkaliśmy się wtedy na kawie – to był koniec 2011 roku. Potem na drugiej, trzeciej, ze szkicownikiem, z komputerem… I tak powoli Design Your Life stawało się rzeczywistością. Oficjalny start nastąpił 2 kwietnia 2012 o 19:03. Pamiętam jak waliło mi wtedy serce! Kto pamięta mój pierwszy wpis?

Inwestowanie w swoje miejsce w sieci

Tomek zajął się wszystkim – pomógł załatwić własną domenę (co poprzedzone było kilkoma tygodniami rozmyślania nad odpowiednią nazwą), odpowiedni hosting, wytłumaczył działanie WordPressa. Oczywiście nie za darmo – w swojego bloga zaczęłam inwestować jeszcze zanim zdobyłam pierwszych Czytelników. Kwota na którą się umówiliśmy była dla mnie wtedy sporym wydatkiem, chociaż dzisiaj trudno mi uwierzyć, że Tomek zechciał za taką cenę wykonać masę niekończącej się pracy przy blogu… :)

Bardzo zależało mi na tym, by od samego początku mój blog wyglądał profesjonalnie. Nie chciałam mieć internetowego pamiętniczka – chciałam mieć profesjonalnie wyglądający i profesjonalnie prowadzony portal. Jak Lauren.

W tamtym czasie nie miałam jeszcze nawet własnego aparatu fotograficznego. Zakup stał się moją kolejną inwestycją jeszcze przed rozpoczęciem blogowania i vlogowania – wybrałam sobie małą, fioletową cyfrówkę, która dawała mi możliwość nagrywania filmów w HD, bo chciałam dodatkowo zacząć kręcić filmy na YouTube. Na blogu jest specjalny wpis z moim sprzętem foto, jeśli interesuje Was dokładniej z czego korzystałam.

Wielu z Was myśli, że kanał na YouTube zaczęłam prowadzić znacznie później, a faktycznie to wystartowałam z nim równolegle – jakiś tydzień po odpaleniu bloga – i głównie z nadzieją, że uda mi się tam znaleźć nowych Czytelników.

No i tak to właśnie u mnie wyglądało PRZED rozpoczęciem blogowania – a resztę już znacie… :)

Jak zacząć – co zwykle wtedy odpowiadam?

Gdy teraz dostaję od Czytelników mejle z pytaniem JAK ZACZĄĆ, gdzie założyć bloga, jak sobie z tym wszystkim poradzić – sugeruję im, by zaczęli na luzie, na spokojnie, na próbę, za darmo, na jednej z popularnych platform. Radzę im, by spróbowali blogować przez jakiś czas i upewnili się, czy to aby na pewno zajęcie dla nich. Jest to rozsądne podejście, dzięki któremu niepotrzebnie nie zmarnuje się pieniędzy. W końcu, jak mówią – content is king.

Alina Moskwa - Designyourlife.pl

To trochę dziwna rada, skoro sama zrobiłam zupełnie odwrotnie, co? Po prostu jestem przekonana, że u większości osób to jest chwilowa zachcianka. Tak bardzo wiele blogów jest porzucanych po kilku wpisach. Inni co kilka miesięcy zaczynają pisanie kolejnego – z lepszym designem, z inną nazwą, bo w takiej formie to przecież już na pewno się uda… A tu nie chodzi o nazwę i szablon. Chodzi o to, czy to zajęcie jest na pewno dla Ciebie – bo wcale nie wszyscy się w nim jednakowo dobrze odnajdują.

Nie wiem skąd taka pewność we mnie się wzięła, ale od samego początku czułam, że to jest coś właśnie dla mnie. Od zawsze miałam potrzebę dzielenia się tym, co mnie inspiruje i co mi się podoba. Na początku tylko nie docierało do mnie, że ja faktycznie też mogę to robić.

Gdy na ostatnie lata patrzę z pewnego dystansu, zauważam, że właśnie w tamtym konkretnym momencie, te 4 lata temu, do głosu doszła moja prawdziwa natura. Bo wiecie co… ja od zawsze chciałam być dziennikarką. Od zawsze uwielbiałam pisać. Wypracowania, opowiadania, pamiętniki. Od zawsze marzyłam o tym, że kiedyś napiszę książkę. I kiedyś faktycznie ją napiszę, zobaczycie! (moja Mama do dziś przechowuje zrobiony przeze mnie, chyba w zerówce, kilkustronicowy komiks o misiach, z dialogami w dymkach ;)) I mimo studiowania techniczno-kreatywnego kierunku, jakim jest architektura wnętrz i przepracowania pewnego czasu w zawodowej branży, odezwało się moje zamiłowanie do pisania.

Cieszy mnie, że tak się stało. Bo dzięki posłuchaniu swojego wewnętrznego głosu i podążaniu za tym, co najbardziej mnie inspiruje i pociąga, mogę teraz zaczynać piąty rok blogowania z szerokim uśmiechem. Tym bardziej, że moje wykształcenie nie pójdzie na marne, ponieważ w bardzo elastyczny i płynny sposób mogę łączyć je ze swoją pasją, jaką jest pisanie.

I kiedy wszystko wciąż tak niesamowicie się przeplata, to jeszcze dzięki blogowaniu i moim ciągłym staraniom, by robić wszystko najlepiej, jak to możliwe –  odkryłam swoją wielką pasję, którą okazała się fotografia. Była samodzielna nauka, było studium fotograficzne, a teraz fotografia pomaga mi w codziennej pracy i pojawia się właśnie gdzieś na styku blogowania i projektowania.

Jestem tak niesamowicie wdzięczna za minione cztery lata, że nie macie pojęcia! Za te dwa miliony osób, które od nieśmiałych początków gdzieś się przewinęły przez to moje miejsce. Za kilkadziesiąt tysięcy komentarzy, które czytelnicy zdecydowali się zostawić. WOW, co za liczby!

Jestem tak niesamowicie szczęśliwa, że moimi wpisami i udostępnianymi materiałami udało mi się pomóc innym w organizacji, zmotywować ich do działania i zainspirować.

Oj, bo zaczyna się robić trochę… ckliwie i sentymentalnie, więc na zakończenie tych moich wywodów, w kolejną rocznicę, życzę Wam takich momentów jak najczęściej! Takiego „oświecenia” i nagłego zrozumienia, ŻE JA TEŻ MOGĘ. Tak, możesz, serio! Nie narzucaj więc sobie bezsensownych ograniczeń. Najlepsze rzeczy nie przychodzą łatwo. Często nie przychodzą również za darmo, ale inwestowanie w siebie samego i w swoją wiedzę to najlepszy rodzaj inwestycji, jaką można zrobić.

To tyle dziś – dziękuję wszystkim, którzy dotarli do samego końca wpisu i na chwilę cofnęli się ze mną w czasie : ) Tym właśnie wpisem zaczynam piąty rok blogowania i czuję, że to będzie DOBRY ROK <3


Interesuje Cię temat blogowania? TUTAJ znajdziesz wszystkie wpisy na ten temat. A poniżej kilka postów, do lektury których chcę Cię szczególnie zachęcić: