Fakt, że czasami najważniejsze i najbardziej wartościowe są te MAŁE RZECZY – to nie jest nic nowego ani odkrywczego. Ja to wiem i Wy też. Tylko, że to wszystko tak łatwo się mówi. Nie jest trudno być zadowolonym z życia i się cieszyć, gdy wszystko układa się po naszej myśli… tylko, że nie zawsze tak jest. Ja to wiem i Wy też wiecie ;) Są lepsze i gorsze dni, czasami lepsze i gorsze tygodnie, albo nawet i całe… miesiące. Co (mi) wtedy „ratuje życie”? Właśnie te najmniejsze i najdrobniejsze chwile i momenty.

 

Małe szczęścia, ulotne chwile, miłe momenty

Staram się wyłapywać je na bieżąco. Cieszyć się chwilą spokoju po szalonym dniu, otrzymanym w prezencie drobiazgiem i smacznym śniadaniem. Gdy mamy dobry nastrój wyłapywanie ich nie jest szczególnie trudne, schody zaczynają się, gdy nie wszystko jest takie różowe. Co w takim razie z tym zrobić? REGULARNIE PRAKTYKOWAĆ! ĆWICZYĆ!

To wszystko przez Andrzeja. Gdyby nie on, to pewnie nie pomyślałabym, aby „małe rzeczy” potraktować jako wyzwanie dla siebie. A Wy wiecie, jak bardzo ja lubię wyzwania (na blogu realizowałam już przecież wyzwanie  z Life Skills Academy 30 days do change i moje własne – Zdrowy Lifestyle). Natknęłam się ostatnio na post Andrzeja, w którym podsumowywał swój miesiąc z codziennym zapisywaniem „małych rzeczy”. Przeczytajcie koniecznie, bo warto. Czym prędzej zabrałam się za realizację…

 

Na czym polega to wyzwanie?

Naszym zadaniem jest codziennie notowanie 1 rzeczy, która danego dnia sprawiła nam największą radość czy przyjemność. Jak wskazuje sama nazwa wyzwania – to nie musi być nic wielkiego, ani bardzo specjalnego. Wyjątkowa może być na nas usłyszana w radiu wesoła piosenka, gdy było nam smutno, wyjątkowy może być uśmiech obcej osoby spotkanej w autobusie. Spojrzenie w oczy. Przygotowana przez mamę/babcię/chłopaka/męża/żonę/przyjaciółkę jajecznica. Nowo odkryta lektura. Kolejny przebiegnięty kilometr. Małe szczęście – najważniejsze jest to, BY JE ZAUWAŻYĆ.

 

Od czego najlepiej jest zacząć?

Od zdecydowania się w jakim miejscu będziecie zapisywać swoje małe szczęścia. Wybierzcie takie, do którego będziecie mieli dostęp CODZIENNIE. Początkowo chciałam notować na komputerze, ale doszłam do wniosku, że gdy podróżuję zdarzają się całe dni, w którym nie mam do laptopa dostępu. „Specjalny notesik” czasami lubi się gdzieś zawieruszyć i zostawić. Co mam zawsze przy sobie? Telefon. Moje małe szczęścia notuję w notatkach w telefonie. CODZIENNIE!

 

WYZWANIE "MAŁE RZECZY"

 

Moja lista „małych rzeczy”

DZIEŃ 1: Poranny bieg w Segiecie.
DZIEŃ 2: Wierne towarzystwo Rysia przez calutki dzień w trakcie nauki. Jakieś 14 godzin spędziłam nie wstając z kanapy i ucząc się na egzamin (do dobra, wstawałam czasem na siusiu). Jego wsparcie było niesamowite. Cały czas spał koło mnie. Mam nawet dowód zdjęciowy :)
DZIEŃ 3: Obrona licencjatu i wieczorne spotkanie z Agnieszką. To chyba nie obrona była najlepsza, ale czas, który poświęciła mi Aga, bym mogła porządnie się wygadać.
DZIEŃ 4: “Zwiedzanie” Lublińca z Michałem i Tajfunem
DZIEŃ 5: Coraz przyjemniejsze konwersacje z angielskiego.
DZIEŃ 6: Poranek leniucha – spanie do 9 i surfowanie po sieci do południa.
DZIEŃ 7: Te przejechane z uśmiechem 30km po fajnym spotkaniu. Spotkania były bardzo miłe i udane. Ale to szczęście odczułam w czasie powrotu do domu – jechałam sobie spokojnie w środku nocy, słuchając muzyki i szczerząc się głupio. Jechałam przed siebie i myślałam o tym jak niesamowitą różnicę robi niewielka nawet zmiana nastawienia do siebie i do innych…
DZIEŃ 8: Udane zdjęcia z mojej mini sesji.
DZIEŃ 9: Zachód słońca oglądany siedząc na polu.
DZIEŃ 10: Złapany w Tatrach autostop. Po całym dniu chodzenie i chłonięcia fantastycznych widoków – to ten autostop ucieszył nas najbardziej. Naprawdę nie miałyśmy już siły iść. 5 sekund po podjęciu decyzji o tym, że musimy złapać stopa – zatrzymał się samochód :))))
DZIEŃ 11: Drzemka nad Czarnym Stawem.
DZIEŃ 12: Dzień w domu z zakwasami życia. To było takie piękne, że nie musiałam wstać w poniedziałek do pracy i spędzić dnia w biurze. Mogłam leżeć i jęczeć, jak bardzo mnie wszystko boli ;)
DZIEŃ 13: Śmieszne zdjęcia w zbożu z Szymonem.
DZIEŃ 14: Spokojny powrót z Krakowa po miłym dniu. I miłych spotkaniach. Nie wiem dlaczego, ale tak strasznie lubię powroty.
DZIEŃ 15:  Lody u Sowy – odkryty nowy smak – SŁONY KARMEL!!!
DZIEŃ 16: Czytanie książki w autobusie.
DZIEŃ 17: Samotny wieczór na zakupach. Bo czasem trzeba najzwyczajniej odpocząć od wszystkich. Wbrew pozorom całkiem dobrze mi się izoluje w tłumie ludzi, w Centrum Handlowym.
DZIEŃ 18: Parkingowy “late night skating” z bratem. Dowód zdjęciowy!
DZIEŃ 19: 2 filmy nagrane w 30 stopniowym upale :D Uparłam się, że je nagram. To nic, że co 2 minuty musiałam sobie robić przerwę, by wytrzeć pot z czoła i wachlować się pomiędzy kolejnymi ujęciami. DONE!
DZIEŃ 20: Motywacja do pracy od wczesnego rana (rzadko mi się zdarza!)
DZIEŃ 21: Odkrycie ruin zamku w drodze do spa. Spa było super, ale to chyba wdrapywanie się na górkę i oglądanie ruin sprawiło nam największą przyjemność. Dowód zdjęciowy.
DZIEŃ 22: Szczere rozmowy po ciemku, przy piwie.
DZIEŃ 23: Leżak w cieniu, Branson i ja. Dowód zdjęciowy.
DZIEŃ 24: Pomysł na nowa firmę!!!! Czyli długo wyczekiwane objawienie
DZIEŃ 25: Odnawianie starych znajomości – na dobry początek na Facebooku
DZIEŃ 26: Nowa torebka, idealna, wymarzona
DZIEŃ 27: Sushi z mamą. Moja mama nareszcie polubiła sushi!
DZIEŃ 28: Nocne grillowanie.
DZIEŃ 29: Basenowy chillout przez większą część dnia.
DZIEŃ 30: Dwa sympatyczne spotkania “po latach”. Pozdrowienia dla Kuby oraz Kamili :)

 

Co było najlepsze?

Wiecie co w tym wyzwaniu jest najlepsze? Że o połowie tych chwil/wydarzeń/momentów wcale bym teraz nie pamiętała, bo były takie po prostu – zwyczajne. Tymczasem teraz uśmiecham się na samą myśl o nich. W żadnym wypadku nie mam zamiaru przerywać tego zapisywania i będę to robić codziennie! Ten „rachunek sumienia” wieczorem potrafi zmienić nasze nastawienie do dnia, który mamy za sobą, szczególnie, gdy znalezienie czegoś pozytywnego nie było takie proste. Co jeszcze jest świetne? Że ZAWSZE da się coś znaleźć, tylko trzeba się postarać.

Spróbujecie?

Zachęcam Was do spróbowania. Ale nie przez trzy dni, czy tydzień. Spróbujcie przez cały miesiąc. Zobaczcie, jak to zmienia perspektywę. Nie będę Wam to ściemniać, że nie zdarzyło mi się opuścić ani dni – oczywiście, że się zdarzało. Musiałam wtedy mocno się wysilić i odnaleźć w myślach te najlepsze momenty. I to też miało swój urok :)

 

# Dajcie znać, czy podejmiecie się może tego wyzwania :) Mam nadzieję, że tak! A może już macie je za sobą?