„Rozlazłam” się ostatnio i to strasznie, bo brak narzuconego z góry planu dnia nie pomaga. Dzisiejszy wpis jest bardziej zbiorem moich refleksji, niż listą sprawdzonych sposobów na to, jak sobie z tym poradzić. Na razie mam tylko plan działania, który – mam nadzieję – poskutkuje. Z pewnością napiszę Wam jeszcze o tym więcej, gdy już ten problem rozpracuję.

Pisałam Wam wcześniej o motywacji (odsyłam do posta z 5 rzeczami, których dowiedziałam się o motywacji), dzieliłam się również refleksjami dotyczącymi pracy w domu (były dwa posty: czego dowiedziałam się o pracy w domu, a także o pracy na etacie vs. pracy na własny rachunek). Wszystko sprowadza się do tego, że są i lepsze i gorsze dni. Wyznaję zasadę, że te dobre trzeba wykorzystywać na 1000%, a te złe starać się zaakceptować, ze wszystkich sił starać się robić swoje, ale bez wyrzutów, że nie wszystko idzie nam tak gładko, jak zwykle.

Wczoraj aż mnie skręcało, gdy nie dodałam nowego wpisu na blogu i zaczęłam się zastanawiać nad sensem codziennej publikacji.  Bo z jednej strony coś się obiecuje, a z drugiej – chciałoby się zawsze dostarczyć czytelnikom czegoś wartościowego i wysokiej jakości. Wiem, że czasem za bardzo spinam się, by wszystko pozapinać na ostatni guzik i może czasem mogłabym odpuścić, a z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że dlatego właśnie tu ze mną jesteście. Oczekujecie pewnej jakości.

 

Odnalezienie swojej nowej rutyny, a także opanowanie uzależnienia od Internetu zostają moimi głównymi celami na najbliższe dni, a może tygodnie.

Zauważyłam, że to modny i często podejmowany ostatnio temat – i nie bez powodu, bo po prostu wielu z nas ten problem dotyka. W tym miejscu chciałabym Wam polecić artykuł Happyholic, która bezpośrednio zmotywowała mnie do wprowadzenia u siebie pewnych zmian. Nie chcę demonizować tego tematu aż tak bardzo, jak zrobiła to Justyna, ale po lekturze jej posta poczułam się tak, jakby ktoś dał mi takiego małego kuksańca w bok, mówiąc: weź no też zrób coś z sobą. Weź się wyloguj.

 

Co planuję zrobić w kwestii „niekorzystnych dla mnie, internetowych przyzwyczajeń”?

– Nie będę zaczynać i nie będę kończyć dnia z Internetem (te punkty pojawiły się w polecanym w ostatnim poście z „pięć plus pięćartykule). Poranki chcę zostawić dla siebie. Postaram się nie sprawdzać poczty, Facebooka, Instagrama, blogów itd. itp.  od razu po przebudzeniu, tylko po kilku godzinach od wstania.

Ustalę sobie konkretne godziny, w których będę online. Muszę skończyć z otwartą zakładką Facebooka przez cały dzień. Przyznaję, jest to bardzo wygodne, bo komunikuję się tam na bieżąco z wieloma znajomymi, jednakże BARDZO utrudnia efektywną pracę.

Wracam do moich niedzieli offline, które udaje mi się realizować stanowczo zbyt rzadko, bo tylko co kilka tygodni.

Dorzucilibyście tu jeszcze jakieś punkty?

 

Odnalezienie swojej nowej rutyny jest mi bardzo, ale to bardzo potrzebne. Trzy miesiące temu pokazywałam Wam mój przykładowy dzień na zdjęciach. Nakręciłam również w grudniu codziennego vloga. I jak widzicie – czas pracy/działania i czas relaksu całkowicie u mnie się przenikają. Godzina 22.00 powinna być czasem, gdy zrelaksowana włączam sobie ulubiony serial albo sięgam po książkę, a nie przypominam sobie właśnie, że muszę jeszcze odpowiedzieć na kilkadziesiąt mejli zalegających w skrzynce od poprzedniego dnia . Nie będę nawet mówić, jak idiotycznie przestawiła mi się ostatnio doba. Kładę się w okolicach godziny 3 w nocy (nad ranem), a wtedy po prostu nie jestem w stanie wypoczęta wstać z łóżka o 7 czy 8, a bardzo chciałabym do tego wrócić.

Organizacja czasu - Designyourlife.pl

Co planuję zrobić w kwestii odnalezienia swojej nowej, stałej rutyny?

– Muszę przestawić sobie godziny snu. Chciałabym znowu kłaść się przed północą i wstawać w okolicy 7-8 rano. Zastanawiam się nad melatoniną – pamiętam, że brałam ją kiedyś przez jakiś czas przy dużych problemach z zasypianiem i bardzo mi pomogła. Mam nadzieję, że i tym razem „ureguluje” moją dobę. Korzystaliście z niej może?

– Zaczynam trzymać się zasady, według której najpierw zajmuję się tworzeniem, a później inspirowaniem się, komunikowaniem itd. Pisał o tym Leo Babauta w swojej książce „Skup się” (moja recenzja „Skup się” Leo Babauty) i mówiła o tym Marie Forleo w swoim odcinku Q&A pt. „When inspiration backfires”.

Chodzi o C:C RATIO, czyli odpowiedni stosunek ilości czasu poświęconego na tworzenie (creating) do czasu poświęconego na inspirowanie się, komunikowanie i tak dalej (consuming). Poza tym – nasze creating powinno zawsze mieć miejsce przed consuming (słowa Marie: „Don’t confuse getting inspired with getting  things done. Create before you consume.”)

Wyznaczę sobie konkretne godziny, w których będę pracować i godziny, w których będę beztrosko leniuchować. Tylko czy to w ogóle jest możliwe?!

 

To teraz 3majcie za mnie kciuki, a ja mam nadzieję, że niedługo będę mogła stworzyć dla Was nowy wpis pt. „Jak odnalazłam swoją rutynę i poskromiłam Internet”. Rady i ciekawe linki, które mogą mi jakoś pomóc lub zainspirować są oczywiście mile widziane.